piątek, 30 sierpnia 2013

Tupanie :)

Po środowej wizycie w Warszawie, Anula była wczoraj rozświergotana i pełna energii. Cały czas domagała się "tupania", czyli chodzenia na własnych nóżkach. W takich chwilach wychyla główkę w kierunku podłogi, macha raczkami i woła: "tupać!", "tupać!" Postawiona na podłodze, aż podryguje ze szczęścia, a czasami wydaje radosne piski. Bardzo chce chodzić! Bardzo... Jak wiadomo - trening czyni mistrza, więc tupiemy w każdej możliwej chwili. Nie będę przeciwdziałać tej potrzebie, chociaż terapeuci na razie dość sceptyczni. Trudno. Jako matka czuję, że moje dziecko potrzebuje chodzić i nie będę mu tego zabraniać. Mamy ortezki stabilizujące nóżki, Ania ma w nich zdecydowanie pewniejsze podparcie, więc tupiemy. Trzyma mnie kurczowo za ręce, jednocześnie się na nich wspierając jak na kulach, dodatkowo ja swoimi nogami podpieram Jej biodra i plecy i w taki kombinowany sposób jesteśmy w stanie przejść z dużego pokoju do małego, czyli około 5 metrów. Jeszcze kilka dni temu nóżki uginały się już w przedpokoju, a dziś Mała pokonała trasę między pokojami dwa razy, a dzień się dopiero zaczyna. Troche czuję w plecach te wycieczki, ale trudno. Wytrzymam. Mam zamiar popracować nad kondycją żeby móc lepiej wspierać moje dzielne, waleczne dziecko, bo aż mi wstyd, że Ona taka pracowita, a ja się nie mogę zebrać żeby zrzucić resztę nadwagi. Inna rzecz, że nie bardzo mam kiedy to zrobić, bo trudno mi bardziej rozciągnąć dobę i dołożyć coś do grafiku, ale będę próbować.
Anula, poza rozgadaniem (powtarza praktycznie wszystko, a wiele rzeczy sama nazywa, np. wczoraj wołała "gazeta" na ulotki promocyjne z hipermarketu), nabiera całkiem nowych umiejętności. Od jakiegoś czasu zauważała, że jest coś takiego, co robi ślady na papierze i była tym bardzo zainteresowana. Wołała: "pisiać!", "pisiać!" i siała długopisowe krechy gdzie popadnie, z przewagą kartki i własnych rąk i nóg. Wczoraj Mąż zabrał Jej długopis i w zamian dał bardzo fajne kredki, wyjęte z czeluści prywatnych szuflad (Mąż trochę maluje, nieźle zresztą). Do kompletu dziecko dostało segregator pełen czystych kartek i "pisianie" idzie na całego. Co ciekawe, Mała zdecydowanie woli czerwoną kredkę niż jakiekolwiek inne. Kobietka! :)
Coraz lepiej idzie także rozpoznawanie co dzieje się w brzuszku i pieluszce. Od poniedziałku trzy alarmy: "nocik! nocik!" (nocnik oczywiście) zakończyły się pełnym sukcesem i mam nadzieję, że jest to początek świadomej kontroli, co byłoby rewelacyjną wiadomością.

To tyle u Małej, w dużym skrócie, a tymczesem Starszaczka z mężem w ferworze remontów i jak to zwykle bywa, nie wszystko idzie jak po maśle. A to okap dowieźli uszkodzony, a to z nowymi oknami coś nie tak, a to jakieś kable trzeba przełożyć, a to jeszcze coś. Walczą dzielnie i w końcu opanują sytuację i się przeprowadzą. Przypomina mi się jak zięć po zakupie mieszkania był pewien, że tydzień, góra dwa i będzie po remoncie :) No cóż - młodość i brak doświadczeń :)) W niedzielę zapraszam ich na knedle, niech odtają przy dobrym jedzonku. Najważniejsze teraz żeby Córcia dobrze sie czuła. W środę kolejne usg i będziemy wiedzieć więcej. 

środa, 28 sierpnia 2013

Się dzieje!

Uffff.....!!
Wszystko się cudnie udało! :) Panna Młoda śliczna, ziewna i pełna wdzięku, uroczystość zaślubin okraszona radosnym szczebiotem Ani, a wesele udane pod każdym względem. Obie Córki wytrzymały bardzo długo, pozwoliły sobie na kryzys dopiero po głównych punktach zabawy. Zostały odwiezione do domów, młodsza "po angielsku", w asyście brata, starsza - z fanfarami i pożegnaniem brawami. Każdy zrozumiał stan młodej żony, goście bawili się nadal, a Pan Młody czynił honory za dwoje. Córka już odpoczęła i ma sie dobrze, ze mnie zeszło mobilizacyjne napięcie i możemy miło wspominać ubiegłą sobotę, oglądając pamiątkowe zdjęcia. 
Teraz jeszcze dokończenie remontu, przeprowadzka - i możemy spokojnie czekać na Dzieciątko :)

Od poniedziałku nastała codzienność wypełniona terapią, a dziś stało się coś niebywałego, co miało się stać, ale do końca nie wierzyłam... Miałyśmy umówioną wizytę u dr Masgutowej. Zrobiła Ani terapię i... wyrównała część zniekształceń główki! Autentycznie. Na naszych oczach. Tam gdzie były wypłaszczenia, wypchnęło kości po łuku. Nie wiem, w jaki sposób pani doktor to zrobiła (tzn. widziałam jak, ale nie rozumiem i nie ogarniam...), ale zrobiła i główka Anuli jest bardziej kulista. Cuda...?
A stało się to w urodziny Jej siostry, czyli sobotniej Panny Młodej. Taki zbieg okoliczności :)

środa, 21 sierpnia 2013

Końcowe odliczanie

W sobotę Wielki Dzień - Córka wychodzi za mąż.

Jak to szybko zleciało! Jeszcze nie tak dawno szła do zerówki, zdzierała kolana huśtając się na trzepaku, bawiła się w chowanego. " Przed chwilą" kończyła gimnazjum, nie mówiąc o maturze.. Dopiero co... A teraz moja mała dziewczynka będzie żoną, wkrótce matką. Nadal trudno mi to ogarnąć umysłem i przyzwyczaić się do biegu spraw i czasu.
Prawie wszystko już gotowe. Piękne stroje zakupione, spotkania w restauracji zakończone, narada z DJ-em odbyta, zamówione to, co powinno być zamówione. Wizytówki na stoły przygotowują się w mojej domowej drukarni. Kurier przywiózł dekorację auta, w piątek będę je zdobić (oby mi się udało!). Dziś ostatnie szlify otrzymały dwa anioły, połączone ze sobą w jedną całość. Już im szepnęłam, że mają za zadanie chronić rodzinę, którą utworzą Młodzi, strzec ich miłości, domu i Dziecka. 
Zięć mówi do mnie "Mamo", a mnie się robi ciepło w sercu.. 

Niech im się wiedzie i układa. Niech uroczystość będzie piękna i udana. Niech wszystko przebiegnie zgodnie z planem i niech każdy będzie zadowolony. I niech bezszelestnie towarzyszą nam Dobre Anioły...

czwartek, 15 sierpnia 2013

Wróciliśmy z konsultacji

Godzinę temu przyjechaliśmy z Wrocławia - z decyzją, że wracamy tam we wrześniu! Mieliśmy przy konsultacji sporo przeżyć, ponieważ węgierska rehabilitantka powiedziała, że terapia nie będzie trudna i po 40-50 zabiegach Ania powinna odzyskać sprawność!!! To 8-9 miesięcy, pięć sesji w każdym. Podchodzimy do tych prognoz z dystansem, nie chcemy nadziei, która mogłaby okazać się płonna, ale serca nam skoczyły, nie powiem. Musimy spróbować! Wierzę, że rodzice, którzy od ponad roku ściągają tą terapeutkę aż z Londynu nie robiliby tego gdyby nie widzieli efektów. Następny zjazd rozpoczyna się 18 września i mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje naszych zamiarów.
Nie wiem czy dzisiaj usnę... Tyle myśli się kłębi... Córeczka mamy, która organizuje przyjazdy miała dzisiaj urodziny, byli goście, a mama schodziła do nas i pomagała w tłumaczeniu, a przy tym widziała dziecko zdrowsze od swojej córki. Zdrowsze, czyli mniej chore, ale matki niepełnosprawnych dzieci dość szybko przestają porównywać je do zdrowych. Możemy tylko zauważać, że w gronie tych chorych ktoś wylosował więcej lub jeszcze mniej szczęścia niż my. Zauważyłam przez chwilę cień w oczach tamtej mamy i było mi smutno... Doskonale znam to uczucie i szkoda, że musiała je poczuć akurat dzisiaj... Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogły bliżej porozmawiać...

środa, 14 sierpnia 2013

Będę miała Wnusię!

Dziś towarzyszyłam Pierworodnej przy usg w zastępstwie pracującego taty dzidziusia i mogłam popatrzeć jak Maleństwo macha rączkami i wkłada paluszki do buzi :) Wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a kłopoty Córki należą do przeszłości, oby na dobre. Ma się urodzić dziewczyneczka :) Bardzo, bardzo się cieszę! Najbardziej z tego, że obie panny zdrowe, ale z tego, że będzie w rodzinie następna kobietka - też! :D

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Jest odpowiedź!

Wczoraj wieczorem przyszedł mail od mamy z Polski :)) Okazuje się, że jest to inna mama, która przejęła pałeczkę organizacji przyjazdów londyńskiej terapeutki. Mama, która zapoczątkowała te przyjazdy wycofała się z aktywnych działań z powodu pogorszenia stanu zdrowia córeczki. Na szczęście pomysł nie upadł i zajęcia są kontynuowane, najbliższy zjazd 14-19 sierpnia. Bardzo się cieszę, że po tak długim milczeniu jednak dostaliśmy odpowiedź i okazuje się, że terapia we Wrocławiu jest dostępna. Niestety, w tej sesji nie weźmiemy udziału z powodu poustalanych wcześniej zobowiązań, ale we wrześniowej na pewno! Natomiast teraz jedziemy na jeden dzień na konsultację. Świetnie się składa, że w czwartek święto i Tata może nas zawieźć i uczestniczyć, bo na kolejny wyjazd zapewne pojedziemy same. Mieliśmy w planach wyjazd, jak co roku,  na grób mojej ukochanej Babci Marii, ale jestem pewna, że nam wybaczy nieobecność, bo być może właśnie Ona z niebieskiej chmurki ingeruje w nasze życie :) W każdym razie coś się ruszyło w nowym kierunku i niech to będzie podróż w dobrą stronę!

Przedwczoraj świętowaliśmy u Dziadka, a Mała uwodzicielka okręcała go sobie wokół paluszków :)) Gaduliła, śmiała się, zaczepiała, bawiła z Dziadkiem zabawkowym telefonem i emanowała czarem i urokiem na wszystkie strony. Robi się coraz bardziej rozkoszna!

Z kolei wczoraj odwiedziła nas starsza Córa i miałam okazję poczuć, jak moje Wnuczątko wierci się i kopie. Bezcenne przeżycie! Cud nowego życia :) Fantastycznie jest móc nawiązać bezpośredni kontakt z tą małą, nieznaną istotką, która niedługo w pełni pojawi się w naszym życiu. W środę będę mogła Ją nawet zobaczyć, ponieważ zięć ma w pracy popołudniówki i nie może pojechać na usg, zatem ja zawiozę Córkę i dostąpię zaszczytu zobaczenia Maleństwa. Bardzo się cieszę :) I mam nieustającą nadzieję, że ciąża przebiegnie pomyślnie i zakończy się w terminie. Tak ma być! 

środa, 7 sierpnia 2013

Ufff, jak gorąco!

Puff, jak gorąco... Lubię ciepło, bardzo lubię lato i generalnie nie przeszkadzają mi upały, ale troszkę tego dobra za dużo, nawet jak dla mnie. Już się nawet przyzwyczaiłam do nocnego szumu wentylatora, bez którego w moim mieszkaniu z wielkiej płyty spać się nie da. Anula jest bardzo dzielna, ale widać, że i jej upał daje się we znaki - słabo śpi w dzień (najchętniej w klimatyzowanym samochodzie), z jedzeniem tak sobie, a do tego problemy z nocnym zasypianiem. Nie wychodzimy na dwór w ciągu dnia, bo dla nas obu to udręka. Wykombinowałam, że po zajęciach w szpitalu zabieram Ją w cień pod dwa wielkie drzewa, daję jeść i Maluszka śpi sobie godzinkę na świeżym powietrzu, a potem wracamy do domu. Dawkę tlenu dostaje też na konikach, tak jak dziś. Poza tym nie ryzykujemy i nie wystawiamy się na słońce. Kret właśnie zapowiedział rychłą zmianę pogody, zatem czekamy.
Zresztą na dłuższe spacery brakuje nam czasu. Codziennie jedna lub dwie rehabilitacje, rozrzucone w czasie i przestrzeni, a przecież trzeba też pobyć ze sobą albo zwyczajnie przez chwilę odpocząć. 
Wczoraj dostałam kontakt do terapeuty, który mógłby prowadzić z Anią zajęcia w wodzie, musimy tylko wybrać basen. Wieczorem testowaliśmy z Anulą jeden z trzech i odpadł, jak na razie. Jutro planujemy odwiedzić kolejny. Maluszka uwielbia wodę, fajnie byłoby nauczyć Ją pływać. Może się uda..?
W poniedziałek mierzyłyśmy ortezki. Wyglądają ładnie, a stópki dobrze w nich leżą. Teraz czekamy na przysłanie gotowych i wypróbowanie. Jeszcze musimy zrobić przelew dla firmy wykonującej... 
Odwiedziłyśmy naszą dawną klinikę neonatologiczną, wzbudzając sensację wzrostem Anuli. Pogadałam trochę z Panią Doktor, pokiwała współczująco głową, choć tak naprawdę nie oczekiwałam współczucia. Mam cudowną Córkę i znajdę sposób na wyciągnięcie Jej z biedy, która nam się przytrafiła. Albo kilka sposobów. Nie damy się!

Mój Eks przetłumaczył nam mail na Węgry, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Dołączę kilka zdjęć Maluszki i wysyłam, ciekawe co będzie dalej...

niedziela, 4 sierpnia 2013

Jutro ortezki

Dzień mknie za dniem, wróciłyśmy w rytm terapii i działamy dalej. Dziś rano basen, po południu koniki. Anula jakby sztywniejsza w pleckach, coraz dłużej utrzymuje się w pionie gdy się Ją posadzi. Niestety, rączki też troszkę bardziej napięte, nie wiadomo dlaczego :( Za to gadulec uruchomił się na całego, a dziś na pierwsze miejsce wychodziło: "Tata, citać!" I Tata dziesiąty raz rozpoczął: "Do biedronki przyszedł żuk..." Dziecko wie czego chce, o żurawiu i czapli nie lubi, domaga się zmiany na żuka i nie ma zmiłuj! Poprzestawiała się godzinowo, śpi w ciągu dnia już tylko raz i wieczorami dłużej wojuje, ale nie jest źle. 
Jutro jedziemy do Łodzi na przymiarkę ortez. Jestem bardzo ciekawa jak wyglądają i czy Ania je zaakceptuje. Miejmy nadzieję, że tak. I że pomogą Jej w staniu, a być może później w chodzeniu, w końcu po to je robimy, czyż nie..?

List do węgierskiej terapeutki napisany i wysłany do tłumaczenia, być może w środę poleci pocztą elektroniczną do Budapesztu. Wiele sobie obiecuję po tym kontakcie, może nawet zbyt wiele, ale muszę się czegoś trzymać i w coś wierzyć. Do tej pory wszystkie decyzje okazywały się słuszne i pomagały Ani na danym etapie, oby tak było i tym razem.

Starszaczka coraz bliżej ślubu, a nam się dobrze gada, planuje uroczystość i przebywa ze sobą. Remont im się rozciąga o kolejne etapy, co było do przewidzenia, ale jakoś się uporają. Obawiam się zbytniej ingerencji  tamtych rodziców w życie młodych, obym nie miała racji...
I żeby nie było tak słodko, to synowie mają rzut na stawanie okoniem i zupełnie niepotrzebne kłótnie. Trzeba przetrwać i mieć nadzieję, że będzie lepiej.