wtorek, 25 lutego 2014

Chandra jakiej dawno nie było

Dopadło mnie :( Od kilku dni nastrój wisielczy, funkcjonuję na resztkach możliwości. Robię co muszę, jak automat, a najchętniej zakopałabym się pod kołdrą na tydzień albo dwa i spała albo leżała ze wzrokiem wbitym w sufit. Nic mi się nie chce i nie mam na nic siły. Przełamuję się oczywiście, bo trzeba, ale wysiłek w to wkładam ogromny. Łzy cały czas pod powiekami, duszone i wpychane z powrotem, nawet nie mam kiedy spokojnie popłakać... :( Echhh....

Nawet nie wiem czemu mnie tak powaliło. Na pewno w jakimś stopniu z powodu Wrocławia, ale chyba nie tylko, zaczynało się jeszcze przed wyjazdem, czyli ponad tydzień narasta... O tyle dobrze, że każdy dół ma dno, od którego można się odbić i skoro to tak długo trwa to może już blisko do dna...
Terapia była ciężka, cięższa niż z Rosą. Anula się napłakała, a mnie serce pękało. Wiem, że tak musi być, ale... Ile można patrzeć na łzy swojego dziecka? Pozostały czas starałyśmy się spędzić wesoło, udał nam się piękny długi spacer, pogoda rozpieszczała, a nastrój mimo to spadał. W dodatku kręgosłup dawał o sobie znać i ogólnie było mi ciężko. Mąż wyczuł co się święci i przyjechał do nas w piątek, bardzo mnie to odciążyło, natomiast widzę po nim, że wewnętrznie ma podobnie, co jeszcze bardziej mnie zdołowało... 
Margit stwierdziła, że Ania będzie siedzieć i chodzić i co to w ogóle za pytanie, ale może to zająć jeszcze wiele miesięcy.
Wczoraj byliśmy u pani doktor rehabilitacji, zapisała sobie co u nas. Diagnoza - diplegia, ciężka postać. Co do rokowań się nie wypowiadała. 

A do tego wszystkiego jednen z synów postanowił zrobić sobie wolne od szkoły, o czym zawiadomił mnie telefonicznie wychowawca i zamiast odreagowania ciężkiego dnia, miałam ciężką rozmowę pedagogiczną. Wiem, że tak się zdarza, że nastolatek i tak dalej, tylko czy musiał mnie dobić akurat teraz?

Nadzieja na lepsze czasy wciąż się tli.

wtorek, 18 lutego 2014

Luty gna jak zwariowany!

Ani się obejrzałam, a już osiemnasty! Dostałam dziś sygnał, że dawno nie pisałam i okazuje się, że faktycznie. Biję się w piersi i obiecuję poprawę!

Jutro kolejny wyjazd do Wrocławia i spotkanie z nową terapeutką, koleżanką Rosy. Ciekawe jak Anula ją zaakceptuje i czy ja się dogadam, hehe... Z Rosą jakoś się udawało, to może i ze zmienniczką damy radę? Dla terapii taka zmiana raz na jakiś czas jest dobra - inne ręce, inne podejście. Zobaczymy...
Jestem coraz bardziej zmęczona :( Maluszka ciężka, to jedno, ale też potrzebuję po prostu chwili przerwy w nieustannej opiece nad nią. Trzy czy cztery dni bez gnania na zabiegi, zastanawiania się jak ze wszystkim zdążyć, myślenia co by tu jeszcze... Kilka dni tylko i wyłącznie dla mnie. Boże, co to by był za luksus!!! Mogłabym naładować akumulatory, wyspać się za wszystkie czasy, nic nie musieć, pójść do kina, wybrać się na dłuuuuugi spacer gdzie oczy poniosą, odciąć się od jakichkolwiek informacji i zresetować... Spotkać się z koleżanką, może poszukać bursztynów, kupić na kolację kremówki i wino, poczytać w piżamie do południa... Rety! Jakie piękne marzenie! :))) Tak mi tego potrzeba jak kani dżdżu. Mogłabym wrócić naładowana energią i zasuwać przez kolejne dwa lata, a na pewno przez rok. Hmmm.... Żeby coś się zdarzyło, trzeba marzyć, jak twierdził Jonasz Kofta... Zatem będę marzyć intensywnie i pomagać słownie tym marzeniom :)) Może coś z tego wyjdzie...?

Anuszka wyzdrowiała i wznowiłyśmy rehabilitację, przy czy okazało się, że znów widać postępy :) Bardzo mnie to cieszy i potwierdza, że idziemy dobrą drogą. 
Wolontariuszka okazała się bardzo miłą dziewczyną, od razu przypadła Ani do gustu, mnie zresztą też. Bawi się z Małą w różne układanki, czyta Jej i prowadza po mieszkaniu, a ja w tym czasie mogę coś zrobić w domu, czego w danej chwili nie mogłabym z Anią. Na przykład rozbić kotlety albo umyć głowę. A propos - co dziś powiedziało moje dziecko gdy pojechało z tatusiem do logopedy i pani zapytała co mama robi...? "Kotlety!" :)))

Mieliśmy zmartwienie z wnusią Hanusią, ale okazało się, że chyba jest wszystko w porządku. Prężyła się i odginała do tyłu, za mocno też zaciskała piąstki. Obejrzały ją dwie rehabilitantki i pani neurolog, zgodnie orzekając, że to prawdopodobnie od brzuszkowych wzdęć, a częściowo od ułożenia płodowego. Młodzi mają kilka zaleceń do pielęgnacji i kontolę za 1-2 miesiące. Ufff..... :)

Jutro od rana szał pakowania. Dobrze, że starsza Córa przyjdzie z Hanusią mieć oko na Andzię gdy będę znosić torby do auta. Pakować się chyba już mogę automatycznie, po tylu wyjazdach. Postaram się tylko zabrać jak najmniej, bo tym razem będę sama, a kręgosłup co jakiś czas przypomina o swoim istnieniu...

Napiszę wkrótce! 

piątek, 7 lutego 2014

Choróbsko, niestety...

Anula zakatarzona od kilku dni i chociaż poza tym żywotna, martwi mnie, że trwa to już tak długo. Dostaje leki, ale nie jest lepiej. Gorzej co prawda też nie, na szczęście. Po powrocie z Wrocławia gorączkowała, potem przeszło, a po kilku dniach katar, nie wiem czy to łączyć, czy nie? W każdym razie rehabilitacja odwołana, niestety. Co gorsza nie wiem, czy pojedziemy w poniedziałek :(
TatoMąż też pochorowany, łamało Go od kilku dni, ale nie może wyleżeć, a nawet miał delegację na drugi koniec Polski. Echhh.... Musi odpocząć w weekend.

Żeby nie było tylko gorzko, są i dobre wieści - Anula coraz ładniej klęczy na kanapie, tułowiem leżąc na oparciu. Sięga w ten sposób różne rzeczy ze stolika przy kanapie, a szczególnie domaga się otwierania komputera i oglądania Świnki Peppy. Mogłaby oglądać tą bajkę cały dzień, ale oczywiście Jej dawkujemy :)

Zabraliśmy się z Mężem i sąsiadem za zbieranie podpisów i pieniędzy na montaż domofonu w klatce, bo mamy już dość śpiących i brudzących bezdomnych i osiągnęliśmy niespodziewany sukces - prawie wszyscy lokatorzy wpłacili. W poniedziałek dopłacą ci, którzy czekają na pensję i zostanie jedna rodzina, która nie chce. Dokładniej, nie chce się zgodzić mąż, żona chciałaby się przyłączyć, ale decyduje małżonek. No cóż... Z nimi czy bez nich, domofon będzie montowany i może wreszcie zyskamy trochę spokoju w klatce.

A jutro ma do nas przyjść młoda dziewczyna, która chce raz w tygodniu zajmować się Anią jako wolontariuszka. Dwie godzinki po południu, ale dla mnie to byłaby duża pomoc, zawsze coś można w tym czasie w domu ogarnąć. Zobaczymy jak  się uda spotkanie :)