Kolejny tydzień za nami, styczeń biegnie jak niezły sprinter.
W zeszły weekend goście - zaległe urodzinki Ani, dopiero teraz można było się spotkać. Nagotowałam i napiekłam pyszności, co zajęło mi półtora dnia... Raz na jakiś czas można!
Od poniedziałku do czwartku rehabilitacja Ani i moja, moja się już skończyła, pod koniec stycznia ponowna wizyta u lekarza i zapewne dalszy ciąg.
Nawoziliśmy się zakrętek, garaż wypełniony w połowie! Mąż przez dwa dni przywoził worki z jednej ze szkół w Łodzi, ja dostałam mnóstwo zakrętek z dwóch miejscowych szkół. Jeśli będzie nam dalej tak szło, na początku lutego zamawiamy transport.
W piątek w nocy pojeździłam sobie trochę po okolicy, ponieważ niespodziewanie musiałam przywieźć ze studniówki syna i jego koleżankę. Gdybym wiedziała wcześniej, inaczej bym rozplanowała wieczór, a wyszło tak, że miałam dwie czterdziestominutowe drzemki i do spokojnego snu położyłam się o trzeciej nad ranem...
Miały już przyjść wizytówki z prośbą o 1% podatku dla Ani i nie ma... :( Może przyjdą jutro. Przydałyby się, kilka osób chciało pakiecik, a poprzednie sie skończyły.
Zdecydowaliśmy z Mężem, że podejmiemy próbę leczenia w Truskawcu na Ukrainie. Jeszcze nie wiemy czy uda nam się zgromadzić na to fundusze, ale nie ma już na co czekać. Na razie musimy skompletować dokumentację, w tym aktualną opinię o stanie zdrowia od neurologa. Nie mogłam się dodzwonić do poradni przez dwa dni. Jeśli jutro też się nie uda, muszę tam podesłać Męża, żeby umówił termin. Dziś nakręciliśmy filmik, na którym widać jak Ania się porusza i po jego obejrzeniu jeszcze bardziej dotarło do mnie jak jest źle... :( W środę jedziemy do Wrocławia, oby kolejna sesja z Rosą pomogła. Po dotychczasowych terapiach jest lepiej, Mała przez chwilę utrzymuje pozycję siedzącą, ale nadal jest kiepsko, niestety... I nadal jest szansa, że będzie lepiej, więc działamy, działamy, działamy!!!
A mój zdolny Mąż pozytywnie pchnął sesję na studiach doktoranckich :)))