niedziela, 27 kwietnia 2014

Mam dorosłych synów!

I mieszane uczucia... Z przewagą nostalgii... Mąż się ze mnie śmieje, że najpierw były dwa tygodnie przeżywania przygotowań do imprezy, a teraz będzie miesiąc depresji pod hasłem: "Kiedy oni dorośli..??"  Rzeczywiście, czas niebywale szybko leci. Pamiętam doskonale wiele chwil z ich dzieciństwa, a do Komunii szli przecież zaledwie "wczoraj"... 
Imprezy udały się doskonale. Najpierw nasza rodzinna, a potem dwie chłopaków w dwóch domkach pod miastem. Nie chcieli bawić się razem - inny krąg znajomych, inna muzyka, inne zapatrywania na imprezę. Od urodzenia bardzo się różnią, nie tylko urodą, ale także charakterami, więc wspólna impreza dla młodzieży nie miała racji bytu, natomiast obaj zachowali się przyzwoicie, zmęczeni świętowaniem, ale nie do przesady :) Już odebrani i przywiezieni do domu, a efekt moich wewnętrznych rozterek był taki, że ledwo przekroczyłam próg mieszkania, wybuchnęłam wielkim szlochem za minionym małolactwem moich dwumetrowych synków... 
Poprzeżywam sobie jeszcze troszkę i poukładam w serduchu. Moment dorośnięcia dzieci nie jest łatwą chwilą dla rodzica. 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Kolejna Wielkanoc za nami

Kolejna, ale szczególna. Anula po raz pierwszy zawiozła koszyczek do święcenia, bardzo przejęta trzymała go grzecznie cały czas i niczego nie próbowała wyrzucać :) Miała oczywiście swój, malutki koszyczek, do którego zaglądała zresztą co chwila przez całe Święta.
To była też pierwsza Wielkanoc z Hanią i naszym nowym dorosłym członkiem rodziny, czyli moim Zięciem. Wchodzi w nasze domowe tradycje, które mu się na szczęście podobają i miło było patrzeć, jak czwórka dorosłych dzieciaków szuka w całym pokoju zajączków i kurczaczków, poukrywanych w różnych zakamarkach :)) Hania nawiązywała intensywny kontakt z dzidziusiem w lustrze, wołała do niego "Uuuu!", robiła miny, próbowała łapać rączką i była absolutnie urocza. Dzisiejszy dzień trochę zachmurzył nam katar Ani i lekki stan podgorączkowy, ale myślę, że ten kryzys szybko minie. Musimy tylko odwołać rehabilitację do końca tygodnia.
Największą radością mijających Świąt jest jednak to, że wczoraj Ania wchodziła ze mną po schodach! Stałyśmy u podnóża stopnia i Maluszka sama podnosiła prawą nóżkę żeby ją postawić wyżej! :)) To ogromny postęp i wielka,wielka radość. W takich chwilach wierzę, że wszystko jest możliwe!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Kolejny Wrocław

Dzieje się i dzieje! Zbieramy zakrętki (garaż powoli się zapełnia), ćwiczymy Bobathami, jeździmy na koniku, pracujemy sobie w domku nad różnymi rzeczami, spacerujemy i korzystamy z pięknej wiosny. Wczoraj widziałam pierwsze kwitnące bzy i nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek kwitły już w połowie kwietnia. Pogoda nas rozpieszcza i nawet chwilowy deszcz nie jest w stanie pogorszyć mi samopoczucia. Po wyjeździe i odpoczynku nabrałam takiej energii, że mogłabym góry przenosić!
Od piątku Anula ćwiczy we Wrocławiu. Rosa bardzo zadowolona, ponieważ widać efekty jej starań i Ania robi postępy. W tym miesiącu poprzeczka poszła wyżej i ćwiczenia są trudniejsze, co nie zawsze się Maluszce podoba, ale służy jej rozwojowi. 
Według Rosy Ania jest już bardzo blisko samodzielnego siadania, cokolwiek to "bardzo blisko" oznacza... Czekamy na ten moment od blisko roku. Już w maju wydawało się, że ta wspaniała chwila nastąpi lada moment. W każdym razie na pewno do jesieni, a do drugich urodzin to już na tysiąc procent. Tak się jednak nie stało i czekamy nadal, starając się nie tracić nadziei. Powiedziałam Rosie, że kiedy Ania wreszcie usiądzie sama to się chyba opiję ze szczęścia, a nawet nie chyba tylko na pewno :)) Kupię dużo szampana i będę pić i płakać, płakać i pić, a później chyba wyprawimy imprezę z tortem i tańcami, bo tak wyczekiwany moment trzeba będzie porządnie uczcić. 
Rozmawiałyśmy o Upsee. Rosa stwierdziła, że pomysł jest świetny, ale zarazem bardzo prosty i również prosty w wykonaniu, więc kwota do zapłaty jest za wysoka. Jej zdaniem firma zwietrzyła dobry biznes, a sprzęt powinien kosztować połowę obecnej ceny. Zmatwiła mnie też informacją, że uprząż jest podobno wyceniana w zależności od wielkości i większe rozmiary kosztują 400-415 euro. Muszę to sprawdzić. Tak czy inaczej alternatywy nie ma i zbieramy pieniążki na zakup.
Maluszka została we Wrocławiu z Tatą, który przyjechał wczoraj wieczorem, a ja dziś wróciłam do domu i działam na froncie robót :) Jutro biorę się za duży pokój i tak po trochu "odgruzuję" całe mieszkanie. Co najważniejsze - robię to z przyjemnością.

wtorek, 8 kwietnia 2014

349 euro

Zwracam honor irlandzkiej firmie - pomyliłam się z walutą. Upsee kosztuje 349 euro lub 299 funtów. Zainteresowanie jest tak ogromne, że w godzinę po udostępnieniu chodzidła do sprzedaży, zablokowała się strona internetowa! My je kupimy zapewne za 12 tygodni czyli w drugiej dostawie. Przez ten czas zbieramy pieniążki.
Dziś dostaliśmy ponad 100 kg nakrętek! :)) Od dzielnych dzieciaków z podstawówki :) Uzbieramy!!!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Chodzidło

W Irlandii wymyślono specjalny sprzęt, dzięki któremu niepełnosprawne dziecko może chodzić razem z rodzicem! Na pomysł wpadła mama chorego chłopczyka, a teraz udoskonalone "chodzidło" trafiło do produkcji i od jutra będzie można je kupić. Na razie tylko w Irlandii, a niedługo pewnie na całym świecie, ponieważ pomysł jest rewelacyjny!! Rodzic ma zapięty pas, do którego podwieszone jest dziecko, zapięte w specjalną kamizelkę. Rodzic i dziecko maja zespolone ze sobą sandały, dzięki którym wspólnie stawiają kroki. Radość i szczęście chorego dziecka, które może spacerować razem z mamą czy tatą jest ogromna! Chodzidło jest lepsze od pionizatorow, uczy normalnego ruchu, naprzemiennego stąpania, a do tego nauczycielem jest pełen miłości rodzic :)) 
Dzięki znajomym naszych przyjaciół będziemy mogli kupić uprząż dla Ani! :) Musimy "tylko" uzbierać pieniądze. Początkowo mieliśmy informację, że chodzidło będzie kosztować 299 funtów, ale na stronie internetowej pojawiła się kwota 349 funtów. Zainteresowanie sprzętem jest ogromne i pewnie stąd podwyżka... To smutne, że wszędzie wszyscy chcą zarabiać na chorych dzieciach, ale cóż, trudno. I tak to kupimy, bo rodzic dla swojego ukochanego dziecka zrobi wszystko.
Wyjazdy do Wrocławia pochłaniają minimum 1700 zł miesięcznie. W kwietniu są święta i osiemnastka chłopaków, którą wyprawimy mimo kłopotów finansowych, ponieważ starsze dzieci nie mogą zrezygnować ze wszystkiego dlatego, że mają niepełnosprawną siostrę. W maju kolejny Wrocław i wyjazd na zaplanowany jeszcze we wrześniu turnus do Zabajki. Nie mamy pieniędzy na chodzidło... 
Dlatego spróbujemy rozszerzyć akcję zakrętkową, a ja każdą wolną chwilę poświęcę aniołom i będę próbowała znaleźć dla nich nowe domy. Zabiorę je też na turnus :) Dziadkowie Anuli obiecali pomóc i miejmy nadzieję, że wspólnymi siłami uzbieramy potrzebną kwotę i Anula będzie chodzić jeszcze tej wiosny, a najdalej w lecie!