czwartek, 14 marca 2013

Dawno mnie nie było

Oj, dawno! I dawno nie byłam taka chora. Przez trzy dni nie byłam w stanie zwlec się z łóżka, coś okropnego. Ani jeść, ani czytać, ani pisać, ani myśleć. Rozłożyło mnie całkowicie. Później przez wiele dni byłam osłabiona, cokolwiek zrobiłam - oblewały mnie zimne poty i musiałam odpocząć. W zasadzie dopiero od niedzieli jest trochę lepiej, chociaż nadal pokasłuję. Straszne choróbsko :(
Dopadło też Męża, zwykle odpornego na infekcje. Nie mógł sobie pozwolić na leżenie, ale jakoś się pozbierał, chociaż też pokasłuje.
Anula chyba zdrowa, nareszcie. Co przeżyliśmy, to nasze... W szpitalu lekarze stwierdzili, że wysypka była chyba uczuleniem na antybiotyk. Jednak. Prawdopodobnie małe zmiany na buzi były od infekcji i gorączki, a to co się później stało - od antybiotyku. Czyli dobrze mi się wydawało, że coś jest nie tak. Potówki! Matko jedyna... Jak mam funkcjonować, skoro nie mogę iść na rejon do pediatry i zaufać temu, co mi powie?
Czeka nas konsultacja z alergologiem.

W międzyczasie Mąż był z Anią u okulisty, który stwierdził lekką nadwzroczność w obu oczach i astygmatyzm, niestety. Także lekkiego zeza, 15 stopni od osi (co chwilami jest widoczne). Podobno kazał się nie martwić, bo zez może się sam skorygować, ale nie przekonuje mnie to. Nie dał też okularków, ponieważ Ania nie siedzi i w takim przypadku okulary podobno nie mają sensu, powinna zacząć je nosić gdy  usiądzie. Ja mam nadwzroczność w jednym oku i astygmatyzm 1,5 cylindra. Od pierwszego roku życia noszę okulary, ponieważ jedno oko uciekało do wewnątrz. Mimo intensywnych starań wady nie udało się skorygować i w 6 r.ż. przeszłam w Warszawie operację. Kolejną natomiast 10 lat temu, gdy oko ponownie zaczęło uciekać po ciężkiej ciąży i porodzie bliźniaków. W związku z tym mam spore obawy co do samoistnego naprawienia się wady u Ani i czeka nas wyjazd do Krakowa na konsultację u pani doktor, która mnie operowała. Znalazłam ją po ponad roku poszukiwań, kiedy łódzcy lekarze, po licznych badaniach, odmówili mi operacji ze względu na podwójne widzenie po zabiegu. Dopiero poprzez prywatną klinikę z Warszawy dostałam kontakt do pani doktor, podobno najlepszego specjalisty w kraju. Wykonuje nawet reoperacje nieudanych zabiegów korekty zeza przez innych lekarzy. Podjęła się mojej operacji i oczywiście żadnego podwójnego widzenia nie było... Mam do niej całkowite zaufanie i dopiero gdy od niej usłyszę co się dzieje z oczkami Ani, to przyjmę to do wiadomości.

Tata z Anią byli też u neurochirurga i neurologa. Pani profesor neurochirurg, po obejrzeniu płyty z tomografii Ani stwierdziła podobno, że "nie jest tak źle", cokolwiek to znaczy dla neurochirurga. Prawdopodobnie znaczy, że nie trzeba natychmiast operować. Najważniejsze, że czaszka w żadnym miejscu nie uciska na mózg. Kolejny tomograf powinno się robić nie wcześniej niż po roku (promieniowanie), ale w celu sprawdzenia czy nic się nie zmienia - maj/ czerwiec. Nie chcę napromieniowywać dziecka. Czemu nikt nie chce dać skierowania na rezonans??? Przecież zmierzą komory i można porównać wynik, a w dodatku można sprawdzić przepływy i ogólnie jest to dokładniejsze badanie. Będę drążyć temat...
Pani neurolog (ta nowa, po zmianie) była bardzo ostrożna w opiniach na temat porażenia mózgowego. Powiedziała, że na tym etapie nie może go stwierdzić. Nie jest dobrze, są nieprawidłowości i opóźnienia, ale w tej chwili o porażeniu się nie wypowie, mamy przyjść za dwa miesiące.

W przyszły piątek mamy wreszcie wizytę u ortopedy. Zobaczymy co powie o nóżkach i bioderkach Anuli. I kręgosłupie... Oby nic złego się nie działo, bo jak jeszcze coś wyskoczy to chyba się w końcu załamię. Nie, nie załamię się... Nie mam takiego komfortu...

Dobrze wrócić do pisania :) Brakowało mi mojego bloga. Oby siły już tylko rosły, a wszystko wróciło na spokojne tory. Howk!

3 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.