niedziela, 4 sierpnia 2013

Jutro ortezki

Dzień mknie za dniem, wróciłyśmy w rytm terapii i działamy dalej. Dziś rano basen, po południu koniki. Anula jakby sztywniejsza w pleckach, coraz dłużej utrzymuje się w pionie gdy się Ją posadzi. Niestety, rączki też troszkę bardziej napięte, nie wiadomo dlaczego :( Za to gadulec uruchomił się na całego, a dziś na pierwsze miejsce wychodziło: "Tata, citać!" I Tata dziesiąty raz rozpoczął: "Do biedronki przyszedł żuk..." Dziecko wie czego chce, o żurawiu i czapli nie lubi, domaga się zmiany na żuka i nie ma zmiłuj! Poprzestawiała się godzinowo, śpi w ciągu dnia już tylko raz i wieczorami dłużej wojuje, ale nie jest źle. 
Jutro jedziemy do Łodzi na przymiarkę ortez. Jestem bardzo ciekawa jak wyglądają i czy Ania je zaakceptuje. Miejmy nadzieję, że tak. I że pomogą Jej w staniu, a być może później w chodzeniu, w końcu po to je robimy, czyż nie..?

List do węgierskiej terapeutki napisany i wysłany do tłumaczenia, być może w środę poleci pocztą elektroniczną do Budapesztu. Wiele sobie obiecuję po tym kontakcie, może nawet zbyt wiele, ale muszę się czegoś trzymać i w coś wierzyć. Do tej pory wszystkie decyzje okazywały się słuszne i pomagały Ani na danym etapie, oby tak było i tym razem.

Starszaczka coraz bliżej ślubu, a nam się dobrze gada, planuje uroczystość i przebywa ze sobą. Remont im się rozciąga o kolejne etapy, co było do przewidzenia, ale jakoś się uporają. Obawiam się zbytniej ingerencji  tamtych rodziców w życie młodych, obym nie miała racji...
I żeby nie było tak słodko, to synowie mają rzut na stawanie okoniem i zupełnie niepotrzebne kłótnie. Trzeba przetrwać i mieć nadzieję, że będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.