środa, 31 lipca 2013

Wróciliśmy!

Wczoraj, przed północą. Droga powrotna była dość męcząca i dłużyła się bardziej niż przyjazd, ale dotarliśmy bezpiecznie i bez przygód. Dzisiaj od rana szara rzeczywistość, czyli sprzątanie mieszkania (synowie dostrzegają brudną podłogę i wannę, ale kurz na szafkach przecież nie jest prawie wcale widoczny...), rozpakowywanie toreb i kilka prań. Do tego rehabilitacja - trzeba wejść w stary rytm. Koniec laby!

Nie udało nam się dostać na budapesztańskie ćwiczenia :( Wszystkie terminy zajęte, nie tylko w tym tygodniu, ale długo naprzód... Porozmawialiśmy trochę z terapeutką, zobaczyła Anię i jest pewna, że warto spróbować, w jej ocenie ta metoda pomoże Maluszce. Pani zadzwoniła do znajomej terapeutki, która w tej chwili też nie miała wolnych miejsc, ale dała numer telefonu i adres e-mail, mamy się skontaktować i ustalić ewentualne terminy. Jutro napiszę list po polsku, a w najbliższych dniach przetłumaczy nam go na angielski znajomy Męża. Polska mama od terapii Deveny na razie nie odpisała, wysłałam koleinego maila i czekam.

Anula jest uroczą zaczepą! Poszliśmy na baseny termalne i uwodziła kogo tylko się dało :) Młode dziewczyny, starsze panie, sympatyczni panowie - wszyscy Jej. Szczególnie upodobała sobie kelnerów w restauracjach i mało który się oparł, a jeden nawet przez chwilę grał z Nią w łapki :) 
Moje dziecko coraz częściej pokazuje coś i nazywa. To już nie jest samo powtarzanie lecz samodzielne określenie czegoś, co zna i chciałaby się pochwalić, że zna. Najbardziej uroczy jest "no-sek", wypowiedziany słodkim cieniutkim głosikiem, przy czym wskazujący paluszek ląduje na nosku mamy, taty, misia lub samej Ani. Jednak nowo odkrytym przebojem stało się od połowy wyjazdu słowo "citać". Anula jeździła za Tatą - kierowcą, ja obok. W kieszeni "na plecach" siedzenia pasażera miałam kilka podręcznych drobiazgów i dwie książeczki. Ania pokazywała na nie palcem i wołała: "y! y!", ale za któymś razem się zbuntowałam i odpowiedziałam, że poczytam jeśli ładnie powie: "czytać". I powiedziała! Teraz "citać" zaczyna się krótko po wejściu do auta i oczywiście trwało całą powrotną drogę, z przerwami na sen. Gdy tylko próbowałam odłożyć książeczkę, kategoryczno - proszące słówko przywoływało mnie do porządku. Ale nie narzekam, wręcz przeciwnie!

Nieoceniony miał chęć na racuchy i wyprodukował ich całą górę. I jak mam utrzymać się na drodze chudnięcia, jeśli zastawia na mnie takie pułapki? Echh... A tak dobrze mi szło...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.