środa, 16 października 2013

I znów w drogę, a właściwie już u celu

Pakowanie i rozpakowywanie będę niedługo robić z zamkniętymi oczami...
Od wczoraj jesteśmy we Wrocławiu. Poniedziałkowa wizyta u pani doktor rehabilitacji wykazała, że z moim kręgosłupem nie jest najlepiej, do miesiąca od urazu stan traktuje się jako ostry i dolegliwości w każdej chwili mogą się nasilić. Nie powinnam dźwigać, nie wolno mi wyszarpywać 18-sto kilogramowego wózka z bagażnika, nie dam rady przynieść i rozłożyć turystycznego łóżeczka. Poniedziałkowe rehabilitacje objeździliśmy razem z jednym z synów, zwolnionym z lekcji z okazji Dnia Nauczyciela, a mimo to wieczorem miałam poważny kryzys. Przy takim obrocie spraw zapadła decyzja, że jedziemy we wtorek po pracy Męża, odstawi nas do hotelu, rozlokuje, a nad ranem pojedzie w kolejną delegację, w którą jechać musi.
Tak też się stało, dojechaliśmy późnym wieczorem, a dziś od rana rządzimy się we dwie :) Pogoda znośna i nie pada, więc po śniadaniu zdecydowałam się na spacer po okolicy, zakończony w napotkanym po drodze hipermarkecie, połączonym z niewielką galerią handlową, gdzie dokonałam kilku doskonałych zakupów. 
Po pierwsze - upolowałam całkiem niezłą kurtkę, tanią jak barszcz i nawet się nie wahałam z decyzją.
Po drugie - Anuli trochę zmarzły rączki, więc wybrałam Jej superaśne rękawiczki, a najbardziej cieszę się z tego, że udało się włożyć pięciopalczaste :)) To duży wyczyn dla Anulkowych rączek, nie jest tak źle! Przy okazji znalazłam dla siebie włóczkowy beret i szalik-komin, a wybranie dla mnie nakrycia głowy to już prawdziwy fart!
Po trzecie - pooglądałyśmyw sklepie zoologicznym myszki i papugi, a naprzeciwko był salon firmowy Ives Rocher i mogłam uzupełnić brak mojego ukochanego "mleczko-toniku" do twarzy.
Po czwarte - Maluszka musi oduczyć się picia wieczornego mleka z butli, bo i za duża na to, i zaciskanie piąstek nasila się szczególnie w tym momencie. Nie chce obejmować rączkami butelki, ma utrwalony odruch zamykania szczelnie pięści, a ja czuję, że jak najszybciej musimy to zlikwidować. Wymyśliłam picie kaszki przez grubą słomkę, a próby z kubkim po shake'u pokazały, że to dobra droga. Wobec tego szczegółowo przeszukałam dział dziecięcy i znalazłam taki kubek i taką słomkę, które powinny sprostać naszym potrzebom. Próba generalna dziś wieczorem.
Po piąte - Córa kilkakrotnie dopominała się wczoraj podczas podróży o nocnik. Przyjęła wytłumaczenie, że jedzie, nie ma nocnika i prawdopodobnie postanowiła poczekać. Dziś rano powtórzyła żądania i musiałam Ją posadzić na sedesie, ponieważ nocnika nie zabraliśmy :( Zniosła to dzielnie, choć nie czuła się pewnie i dawała temu wyraz. W związku z tym zakupiłam elegancką nakładkę z hipopotamem i wchodzimy w nowy rozdział "dorosłości" :)
Po szóste - zaopatrzyłam się w saszetki zapachowe do szafy i odświeżacz do pokoju, ponieważ hotel pamięta czasy poprzedniego ustroju i obskurny jest dramatycznie... Na zdjęciach w necie wyglądało to duuużo lepiej... Jakoś musimy przetrwać, wyjścia nie ma, trzeba się natomiast zastanowić co w przyszłości. Jest sporo minusów, ale są też plusy, do których niewątpliwie należy wielkość pokoju - w Campanille będzie dużo ciaśniej, nie mówiąc o Ibisie, a ja muszę tu zmieścić łóżeczko i wózek. Chyba poszukam w necie co wchodziłoby w grę i pojeździmy z Mężem w piątek, kiedy będzie tu z nami.

Planowane na dziś zabiegi nie odbędą się, ponieważ wystąpiły komplikacje na lotnisku w Londynie i terapeutka przyleci dopiero późną nocą. Ustaliłam, że Ania może mieć jutro dwa zabiegi, rano i późnym popołudniem. Oby tylko Rosa doleciała już bez problemów! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.