niedziela, 11 maja 2014

Pani Moniko, litości...

Muszę. Po prostu muszę. Chodzi mi po głowie cały dzień.
Pani Monika R. związała się z panem Zbigniewem Z.. A może odwrotnie? No właśnie. Wszędzie ciężar jest przesuwany w jej stronę, a przecież to obopólna decyzja, a pan Zbyszek wiedział co robi. Oboje postanowili zmienić swoje dotychczasowe życie, rozstali się ze współmałżonkami i zamieszkali razem, czym wywołali ogromny skandal. I szok. Nikt nie spodziewał się po znanym i lubianym aktorze, że opuści żonę, z którą ma czworo dzieci. Dziś już pewnie niewiele osób pamięta, ale jakiś czas wcześniej krążyły w mediach pogłoski jakoby aktor miał romans ze znaną reżyser, ale nikomu się to w głowach nie mieściło. Wkrótce pan Zbyszek pokazał się z żoną na jakiejś gali czy premierze i sprawa ucichła, jednak nie na długo, jak pokazał czas. Bliska znajomość z panią Moniką okazała się poważniejsza w konsekwencjach. Psy powieszono oczywiście na pani R. , bo jakże by inaczej.
Miałam wówczas kilka przemyśleń na ten temat i większość z nich się uchowała do dziś. Pewnie ma na nie wpływ moja osobista sytuacja, ale w końcu co ma mieć wpływ na poglądy jak nie własne doświadczenia? Nie identyczne, ale podobne. I nie tylko własne zresztą, znajomych też. A mówią mi one, że prawda zazwyczaj jest bardziej złożona i wina rzadko leży po jednej stronie. Prawda jest taka, że szczęśliwe małżeństwa się nie rozwodzą. Nieszczęśliwe zresztą też nie zawsze. Ludzie latami ciągną wypalone związki, z różnych powodów - nadziei, że może będzie lepiej, obawy przed zmianą i zaczynaniem od początku, niechęcią do uznania klęski i porażki tego, w co latami inwestowali siły i energię, mężyczyźni często z lęku przed utratą kontaktów z dziećmi. Podobno dziecko to złe spoiwo związku, ale jednak niezwykle skuteczne. Znam kilka przykładów par, w których mężczyzna tkwi w związku, ponieważ wie doskonale, że w przypadku ewentualnego rozwodu żona go oskubie do zera i odetnie od dzieci. Oczywiście te żony wiedzą, że mąż to wie, w związku z czym są przekonane o tym, że on nigdy nie odważy się odejść i mogą go traktować jak chcą, niekoniecznie z szacunkiem i miłością. Czy tak było w przypadku pana Z.? To wie tylko on. W każdym razie "spoiwo" było silne, bo dzieci liczne, więc żona mogła się czuć bezpiecznie.
Na marginesie - załamuje mnie i drażni podsumowywanie rozstań zdaniami: "zostawił/ porzucił żonę i dzieci". Proszę mi powiedzieć, jak w polskich realiach mąż ma rozstać się z żoną? I tylko z żoną? Chyba tylko tak, że to ją spakuje i wyprowadzi do innego lokum, co oczywiście jest niewykonalne. Najczęściej to mąż, który się jednak, mimo wspólnych dzieci, zebrał na odwagę, wynosi się z walizką gdzieś tam... Czasem do następczyni, a czasem nie. I tak jest odsądzony od czci i wiary. Wynika z tego jednoznacznie, że jeśli mężczyzna ma z żoną dzieci, to już koniec i kropka - bez względu na zachowania i charakter żony musi z nią tkwić do grobowej deski, bo inaczej porzuci dzieci. Nawet jeśli chce się z nimi widywać codziennie, łoży bez szemrania na ich utrzymanie, dba o nie, a z domu i dorobku całego życia wyszedł tak jak stał i nie chce nic. Chce jedynie uwolnić się od wspólnego mieszkania z kobietą, na którą patrzeć nie może. W Polsce mężczyzna nie ma takiego prawa. 
Pani Monika powiedziała niedawno, że gdy byli już razem, któregoś dnia pan Zbyszek przyszedł na spotkanie i oznajmił, że żona się z nim rozwodzi. Ma się wynieść z domu, a ona składa pozew o rozwód. Wynika z tego, że próbował prowadzić podwójne życie, został rozszyfrowany, a po historii z panią reżyser żona miała już dość i zrezygnowała z tak zwanego "ratowania małżeństwa". Trudno się jej dziwić.
Gdy wybuchła afera, porównałam sobie obie panie i poczytałam trochę co pisano o całej sprawie. Pani J. urodą niestety nie grzeszy, a to co los jej dał skutecznie jeszcze tłumiła. Fatalna pensjonarska fryzura, podkreślająca wyostrzone rysy. Napięty wyraz twarzy, praktycznie bez uśmiechu. Postarzające oprawki okularów. Niemodne, dziwaczne ubrania. Można powiedzieć, że robiła wszystko, żeby nie wyglądać ani kobieco, ani elegancko, ani (broń Boże!) seksownie. Jeśli wygląd odzwierciedla charakter, to cóż powiedzieć... Następczyni z kolei zawsze uśmiechnięta, atrakcyjna i zadbana. Ostatnio nawet dobrze ubrana. 
Wszyscy litują się nad porzuconą żoną, a ona przecież brała ślub z panem Z. będąc w piątym miesiącu ciąży. A on się rozwodził z pierwszą żoną z powodu ciąży pani J. właśnie. I jakoś nikt już o tym nie pamięta. Pani R. to wredna świnia, bo wskoczyła do łóżka cudzego męża, ale pani J. to święta niewinna, biedna ofiara. Ciekawostka... Historia lubi się powtarzać, jak widać. Mnie z tego wszystkiego wynika, że skaczącym był głównie pan Z., obecnie przedstawiany jako biedna sierotka w szponach harpii.
Dorośli ludzie podejmowali wybory. Dorośli ludzie skomplikowali sobie życie. Nikt nie wie jak było naprawdę, kto i dlaczego. Jedno jest w tym wszystkim pewne - nie powinni do tego mieszać dzieci.
I tu jest prawdziwy horror! Małżeństwa się rozpadają, tak bywa. Małżeństwa osób znanych rozpadają się z większym hukiem, to normalne. Dziennikarze chcą ustrzelić newsa i zrobić jak największy dym, a pomagać im w tym to już skrajna głupota. Trzeba być pozbawionym instynktu samozachowawczego żeby na własne życzenie pchać palce między drzwi. W dodatku wiedząc, że w ambarasie, który stworzyli dorośli, tkwi szóstka dzieci bohaterów tej mydlanej opery. I tu dochodzimy do sedna - pani R., a właściwie już pani Z., nie posiada instynktu, rozumu, taktu, wyczucia sytuacji i żadnej pokrewnej cechy charakteru. Plecie bez opamiętania co jej ślina na język przyniesie, udziela idiotycznych wywiadów, a to, co zrobiła po obecnym ślubie pobiło już wszelkie rekordy. Rozumiem, że małżeństwa im nie wyszły i postanowili być razem, wbrew światu. Przypieczętowali to prawomocnie. W porządku. Przyjęła nazwisko męża, bo czemu nie, w zasadzie? Chce się nazywać tak jak mąż, ma prawo. Natomiast wtajemniczanie wszystkich dookoła w kulisy, w dodatku wtajemniczanie w wydaniu pani Moniki, woła o pomstę do nieba. Nawet ją rozumiem, że chce dopiec byłej żonie męża, skoro wylano na nich tyle pomyj, ale sama się niestety o te pomyje doprasza. Była żona wystarczająco dostała po nosie samym ślubem, reszta powinna zostać milczeniem.
Przykro patrzeć jak popularny i jeszcze niedawno ceniony aktor - tonie. Tonie w błocie, na własne życzenie. Właśnie się ożenił z ładną i inteligentną idiotką, której nie potrafi (bo aż mi się nie chce wierzyć, że nie chce) okiełznać i wyegzekwować skutecznego zamknięcia buzi. W efekcie doczekali się reakcji dzieci pana Z., które głosem jednej z córek, bardzo rozsądnie i stonowanie powiedziały co myślą o macosze i jej paplaniu, a w domu świeżo upieczonych państwa Z. nastał dziś zapewne sądny dzień.

Pani Moniko, litości! Niech pani pojedzie gdzieś, gdzie wlewają olej do głowy, bo już słuchać się nie da i patrzeć się nie da. Za chwilę nie będziecie mieli z czego żyć, bo wszyscy będą was oboje omijać szerokim łukiem. Zrobiła pani z męża takie pośmiewisko, że długo nikt nie zapomni. Opamiętaj się kobieto, naprawdę.
Panie Zbyszku, nieźle się pan wpakował. Jest jednak prosty sposób na opanowanie sytuacji - trzeba poprosić żonę żeby zamilkła w imię waszej miłosci. Nawet jeśli nie rozumie - dlaczego? A nie rozumie. Trudno, dopust boży, ale jeśli kocha to zamilknie. Jeśli nie zamilknie, to nie kocha i trzeba się będzie znów rozwodzić. I panu, i nam wszystkim życzę, żeby zamilkła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.