poniedziałek, 28 lipca 2014

Już po!

Ufff... Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Martwiłam się, ponieważ dwa dni przed operacją Anula zaczęła dziwnie pokasływać, a infekcja dyskwalifikowała do zabiegu. Na szczęście anestezjolog stwierdził, że nie słyszy niczego niepokojącego i można operować. Maluszka pokasłuje nadal, jakby Jej coś "wisiało" w gardle, ale to może być efekt botuliny - czasami bywa tak, że lekko zwiotcza różne mięśnie w organizmie. 
Po powrocie z bloku operacyjnego był płacz i prawie godzina horroru, Anula próbowała trzeć oko i zrywała opatrunki, ale Mężowi udało się Ją ukołysać chodząc po sali. Usnęła na ponad dwie godziny, a obudziło się nie to samo dziecko :) Chciała iść do dzieci, bawić się i wrócił Jej dobry nastrój. Narzekała na oczko, więc dostała zastrzyk przeciwbólowy, a po południu wypisano nas z kliniki. Zostaliśmy w Katowicach do niedzieli żeby nie męczyć Małej podróżą. Od wczoraj jesteśmy w domku, zakraplamy kropelki (początkowo bez problemów, teraz już Anula się broni, ale jakoś się udaje Ją przekonać) i czekamy na wygojenie. Oczko spuchnięte, natomiast pacjentka radosna, co najważniejsze. Pod koniec tygodnia kontrola, muszę znaleźć na miejscu okulistę, który obejrzy Anulę, wtedy nie musimy jechać do Krakowa. 
W perspektywie mamy miesiąc laby. Nie wolno ćwiczyć, tylko odpoczynek i relaks. Przyda nam się, wszystkim. W połowie miesiąca pojedziemy tylko na analizę chodu i przymiarkę rehabilitacyjnego fotelika samochodowego, ale to pikuś w porównaniu z naszym "zwyczajnym" miesiącem. Nie mówiąc o lipcu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.