poniedziałek, 21 lipca 2014

W oczekiwaniu na operację

Dni pędzą jak zwariowane, a my znów we Wrocławiu. Maluszka ćwiczy jak zwykle dzielnie, Rosa chwali postepy, a upał obezwładnia. Byliśmy (jeden z synów pojechał z nami) dziś w fimie, która jest polskim przedstawicielem norweskiego producenta sprzętu do rehabilitacji i mają bardzo ciekawe rzeczy. Zależało mi na przymierzeniu Ani do pełzaka, dzięki któremu dzieci uczą się raczkować. Fajny wynalazek! Niestety, Anula jest już duża i mógłby jej posłużyć nie dłużej niż pół roku. Przymierzyliśmy też specjalne krzesło, wzorowane konstrukcyjnie na siodle, rewelacyjna maszyna. Wiele możliwości ustawień, a dziecko nie siedzi na kości ogonowej i nie ma szans na krzywienie pleców. Pracują mięśnie brzucha i grzbietu, poprawia się balans ciała. Świetna sprawa. I teraz mniej optymistycznie - w Norwegii jest system wypożyczania potrzebnego sprzętu, a u nas trzeba zapłacić. Pełzak kosztuje 6 tys. złotych, podstawowa wersja "krzesła", bez uchwytu do trzymania, stolika i pasów - 15 tysięcy... Kogo na to stać??? I dlaczego dobry i potrzebny sprzęt do usprawnienia dziecka, małego dziecka, jest niedostępny dla większości rodziców??!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.