środa, 4 września 2013

A po górce przychodzi dół...

Parafrazując słowa dawnego przeboju Budki Suflera...

Chyba zbyt intensywnie ostatnio żyłam i przyszło przesilenie. Mocno dołożyła się do niego dr rehabilitacji, która stwierdziła, że "przy takim ustawieniu miednicy" Anię czeka balkonik, ale na niego ma z kolei za słabe ręce... Mocno namawiała nas na doktora - ortopedę z Zagórza i trzeba będzie się do niego wybrać. Do tego powiedziała, że Ania niedługo wkroczy w bunt dwulatków i może nie chcieć ćwiczyć. I mimo, że pani doktor jest dla nas wyjątkowo miła, wytrąciła mnie tymi wizjami z równowagi. A wydawało mi się naiwnie, że jestem już uodporniona na wszystko.
Jakby tego było mało, dziś nasza rehabilitantka stwierdziła żeby nie "tupać" z Małą, bo utwalają się jej nieprawidłowe wzorce ruchu. Ja nie jestem w stanie Jej tego zabrać! Ania prawie płacze i rozdzierająco błaga o tupanie! Chce chodzić, jest najszczęśliwsza kiedy może stać na nóżkach i ja tego dziecku nie zabiorę. Nie i koniec! I w nosie mam wzorce. Nie odbiorę Ani tej radości, pękłoby mi serce, Jej zresztą też. Nie będę trzymać dziecka tylko w poziomie i siadzie, podpartym przeze mnie, Ona musi stać i chodzić jeśli chce. Udoskonali ten chód, ale trzeba na to pozwolić. Tak czuję jako matka i tak zrobię. 
Ale co znów przepłakałam to moje...

Za to u Starszaczki lepiej - Wnuczątko na 100% jest Wnuczusią, zdrową i dorodną, a jej mama czuje się dobrze i wszystko idzie ku lepszemu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.