wtorek, 24 września 2013

Tydzień rehabilitacji i wypadek

Z zasięgiem telefonicznym i internetowym nadal kiepsko. Prawie cały czas pada albo wieje i nawet tv się pikseluje, z pozostałymi dobrami techniki jeszcze gorzej... Dziś trochę spokojniej i mogę napisac kilka słów, ale spokojniej tylko atmosferycznie, niestety.
Dzielny mały Miś ćwiczy zawzięcie i daje radę z nawałem zajęć, choć chwilami jest bardzo intensywnie i ciężko. Mimo to promieniuje słodyczą i pogodą ducha, czym ujęła większość turnusowiczów, małych i dużych. Nie jest już jednak tak bezkrytycznie ufna jak jeszcze niedawno, nie do każdego chce się odezwać czy iść na ręce, zaczęła zachowywać rezerwę i obserwować, kto zacz? I bardzo dobrze! To świadczy o Jej rozwoju i bystrości, przestała być małą "przytulanką", zmienia się w rozsądną dziewczynkę.
Wszystko szło dobrze aż do dziś, bo niestety fatum trzyma się nas uparcie. Podczas terapii zajęciowej terapeutka włączyła nagrzewnicę do kleju na gorąco i Ania dotknęła jej paluszkiem. Nie było mnie przy tym, ponieważ rodzice wychodzą z tych zajęć, terapeutka znalazła mnie na terenie ośrodka i razem opatrywałyśmy krzyczące dziecko. Serce mi chciało pęknąć... Z opuszka wskazującego palca zszedł cały naskórek aż do skóry właściwej :( Ania naprawdę jest cudowna i wyjątkowa - mimo takiego bólu już po pół godzinie chciała się bawić i brać udział w zajęciach, próbowała nawet chwytać coś chorą rączką.
Ponieważ wieczorem, po odwinięciu, rana nie wyglądała dobrze, skonsultowałam się z Mężem i zdecydowaliśmy o pokazaniu Małej lekarzowi. Spędziłyśmy ponad dwie  godziny na pogotowiu ( cierpliwość mojego dziecka nie zna granic...) i pani doktor zdecydowała o konsultacji chirurgicznej. Mamy profesjonalny opatrunek, zalecenia czym pielęgnować ranę i skierowanie do poradni chirurgicznej. Przed chwilą dałam Ani kolejne leki przeciwbólowe, bo obudziła się z płaczem :( 
Wiem, że terapeutka nie chciała i jest ogólnie fajną osobą, ale mam do niej żal, że nie pomyślała. Nie robi się takich rzeczy przy małym dziecku. W dodatku nie wiadomo jak to wpłynie na rehabilitację, przez najbliższe dni o podporach na rączkach nie ma mowy. Biedna Anula... Tak mi Jej szkoda, że słów brak...

1 komentarz:

  1. Oj, biedna Anulka :( Podziwiam jej cierpliwość! Niech paluszek szybko się zagoi. Buziole :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.