czwartek, 19 września 2013

Machamy łapkami z turnusu :)

Dotarłyśmy w asyście TatyMęża, który od razu musiał wracać do domu i zostałyśmy same na polu bitwy o zdrowie, a rozłąka będzie długa :( Maluszka czuje się coraz lepiej, choć wyjazdowe przeżycia zrobiły swoje i obudziła się w środku nocy. Usnęła dopiero półtorej godziny później. Mimo to dziś tryskała energią. Mnie udało się zmodyfikować niezbyt szczęśliwy plan zajęć, dzięki czemu Anula ma szansę na jedzenie i sen, co przy poprzednim ustawieniu nie było możliwe... 
Poznajemy nowe osoby i są dwie znane nam już rodziny. Największą ulgę sprawia mi jednak wieczorna cisza :) Mieszkamy w nowej części i choć i tu pojawiła się budząca moją grozę kanapa, na szczęście nikt na niej nie przesiaduje do północy i oby tak pozostało. Pokój jest duży, więc Mysza może nawet trochę popełzać, co jest jej bardzo potrzebne. Jednym słowem - odczuwamy poprawę. 
Wykombinowałam jak kąpać Anię w wanience, mając w łazience jedynie prysznic bez kabiny (tylko odpowiednio ułożone kafelki) - pierwszego wieczoru ustawiłam wanienkę na stole w pokoju i nosiłam wodę wiaderkiem, nim także wylewałam ją po kąpieli, ale to nie był dobry pomysł. Dziś wciągnęłam stolik do łazienki :) Wodę nalewam prysznicem, a umytą Myszę sadzam na ręczniku położonym na stojącym obok krześle, zawijam i tak przenoszę do pokoju - duża ulga dla pleców! Ania waży już 14 kilo, jest co dźwigać. Po przygotowaniu kąpieli, umyciu i wysuszeniu Małej, pozostaje jeszcze tylko: podać leki w zawiesinach, wycisnąć do buzi witaminę z kapsułki, zrobić mleko z kaszą i nakarmić dziecko, przygotować i wykonać inhalację, umyć Maluszce ząbki i położyć Ją do łóżeczka, umyć butelkę, przetrzeć inhalator, pozbierać akcesoria z kąpieli, rozwiesić ręcznik, wylać wodę z wanienki i wynieść stolik z powrotem do pokoju. Po godzinie z hakiem jestem obrobiona... Echhh... Brakuje Taty, oj brakuje! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.