wtorek, 10 września 2013

Czy pisałam, że żyję zbyt szybko..?

Chyba pisałam :) A jeśli w tej chwili nie uda mi się nic napisać, to już nie wiem kiedy...

Na początek najważniejsze - Ania w weekend ustawiła się do czworakowania! :))) Wypchnęła pupkę do góry i klęknęła na kolankach :) Rączki nadal są zbyt słabe by mogła podeprzeć się na dłoniach (leżała na przedramionach) i oczywiście na razie nie było mowy o jakimkolwiek przemieszczaniu się w tej pozycji, ale i tak przełom jest ogromny. Mięśnie są na tyle mocne, że Mała daje radę podciągnąć nóżki pod brzuch i klęknąć na nich. Dowiedziałam się o tym z mmsa od Męża. Odebrałam na środku autostrady i od razu miałam ochotę płakać ze szczęścia, ale warunki nie pozwalały i skończyło się na kilku spływających łezkach. Takie chwile uszczęśliwiają i sprawiają, że zapominam o tygodniach zaciskania zębów i gnania z miejsca na miejsce, o załamaniach i zwątpieniach, o smutku i żalu do losu. Chce się żyć i dalej walczyć, bo warto!

Na szkoleniu kolejny raz przekonałam się, że nie mamy najgorzej. Nie mamy też najlepiej, to jasne, ale były osoby, które chętnie zamieniłyby sie z nami. Poznałam wielu rodziców, z kilkoma matkami kontakt zapewne się utrzyma, a szczególnie z jedną, która ma synka o podobnych problemach i w podobnym stanie co Ania. Jest troche starszy i więcej umie, ale wiele łączy nasze dzieci. Rehabilitują go w Truskawcu na Ukrainie i mama bardzo mi poleca to miejsce. Możliwe, że spróbujemy. Na razie mamy wrześniową Zabajkę, a później kilkakrotnie Wrocław i zobaczymy co dalej. Tamta mama słyszała gdzieś o metodzie Deveny i też chce spróbować, więc nie wykluczone, że w październiku się tam spotkamy.

Szkolenie było rewelacyjne. Jednak co profesjonaliści, to profesjonaliści. Fundacja jest renomowana, a ich doświadczenie czuje się na każdym kroku. Miałam możliwość dokładnie poznać zasady terapii neurofeedback, łącznie z ćwiczeniami na własnej skórze. Dowiedzieliśmy się trochę o prawnych aspektach niepełnosprawności i mieliśmy zajęcia wstępne z psycholog dziecięcą - ciąg dalszy za trzy tygodnie. Już się nie mogę doczekać :)

Zakwaterowano nas w niezłym hotelu, a mnie udało się wieczorem wyrwać do kina na "Blue Jasmine" i podpisuję się pod wszystkimi pochwałami dla tego filmu. Jest, że tak powiem, naszpikowany błyskami geniuszu. Rewelacyjny, wybitny, przejmujący. Polecam gorąco!

W drodze powrotnej ze stolicy, pojechałam do przemiłych rodziców, którzy oddali nam pionizator swojego syna. Jemu nie bardzo się przydawał i chętnie przekazali go Ani, z życzeniami zdrówka i pomyślności. Po raz kolejny przekonuję się, że są wokół bezinteresowni, wspaniali ludzie, gotowi pomagać innym.
Pionizator sprawdza się idealnie - Ania stała w nim wczoraj i dzisiaj i jest dobrze, naprawdę bardzo dobrze. Pani doktor miała raję, że go zaleciła. 
Po zabraniu rzeczy przez Starszaczkę, przekształcamy jej dawny pokój w salę rehabilitacji. W pozostałych pokojach sprzęt nam się już nie mieści, a musimy jeszcze dokupić wałek do ćwiczeń i dużą piłkę. I być może na tym nie koniec.

Na deser, dla podkręcenia tempa, dostałam wczoraj pod wieczór telefon, że zwolniło się miejsce u warszawskiego ortopedy, do którego kazała nam jechać nasza pani doktor. Wstępny termin mieliśmy na listopad. Podczas szkolenia zasięgałam o nim języka u jednej z matek i też polecała. Wczorajsza informacja - zwolnił się termin na... dziś! Dostałam na decyzję kilka minut i po szybkiej konsultacji z Mężem postanowiliśmy skorzystać z tej nagłej szansy. W efekcie mamy dziś z Anulą ćwiczenia ruchowe, w ośrodku muszę Jej podać obiadek i zdążyć płynnie do logopedy, a od niego prosto do Łodzi po TatoMęża i wio! do stolicy. Wrócimy u progu nocy. 
I tym sposobem w tydzień po wizycie u pani doktor uda nam się spełnić wszystkie jej zalecenia. Szaleństwo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.