niedziela, 29 czerwca 2014

Koniec truskawek

Zawsze mi szkoda, że to już. Truskawkowy miesiąc szybko mija i za chwilę znów trzeba czekać cały rok. Echhh... No, ale gdyby nie to czekanie, nie byłyby tak wytęsknione :) Tegoroczne pozwoliły mi schudnąć 3,5 kilo, więc tym bardziej mi smutno je żegnać.

A u nas, jak to u nas - wir. Nieustający. Wizyta w Warszawie się udała, a tuż po niej przyszła wiadomość z kliniki, że operacja zeza Anuli już pod koniec lipca. W dodatku w Jej imieniny. Trochę się boję, noc po tej informacji kiepsko spałam, ale staram się myśleć pozytywnie i wierzę, że Ania dostanie dobry prezent imieninowy. 
Na początku lipca botulina, jutro dzwonię czy uda się ją przyspieszyć o kilka dni. Czekają nas także nowe ortezy. A w środę lub czwartek ma przyjść przesyłka, a w niej... Upsee!!! Doczekaliśmy się!! :D :D Na razie trzymam emocje na wodzy, choć z trudem... Chciałabym już móc założyć to chodzidło i pójść na pierwszy spacer!

Anula ogólnie cudowna :) Rozkoszna mała gadułka. Poszliśmy na wesołe miasteczko, jeździła kolejką i fruwała na wielkich łabędziach (oczywiście z asekuracją), szczęśliwa jak promienne słoneczko. Nieoceniony Mąż upiekł wczoraj ciasto, a dziś zrobił pyszne śniadanie i obiad, dzięki czemu prawie zapomniałam, że w sobotę grał w Polsce Eric Clapton, a mnie na tym koncercie nie było. Buuuu..... :( 
No cóż! Nie można mieć wszystkiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.