czwartek, 23 maja 2013

Jejku, już czwartek!

Czas leci jak zwariowany, wypełniony po brzegi zabiegami. Codziennie mamy 10 rodzajów stałych zajęć plus 2-4 dodatkowe, zamiennie co drugi dzień. Łącznie w niektóre dni wychodzi 6 godzin zabiegów. Zaczynamy codziennie o 8.00 i tak z przerwami do 19.20 Do tego śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja, a trzeba jeszcze znaleźć czas na sen. Właśnie udało mi się przyjść z Małą do pokoju na drzemkę, za 20 minut musimy iść na stołówkę i zjeść kaszkę, a o 11.00 masaż i potem kolejne zajęcia dwie godziny ciurkiem. O 13.00 przerwa na zupkę i mały oddech, bo o 14.00 konie, które Anula uwielbia :) Rewelacyjnie się odnalazła w hipoterapii i widać, że jej ta forma pomaga, z czego się bardzo cieszę. To oznacza, że muszę znaleźć hipoterapię w swojej okolicy i nie ma zmiłuj.
Troszkę oddechu łapiemy między 15.30 a 17.30, ale poza tym biegamy od sali do sali, jak zresztą wszyscy pozostali rodzice. Program jest bardzo sensownie ułożony, terapeuci ze sobą współpracują, a całość zabiegów jest pomyślana tak, by każdy ich rodzaj pomagał w rozwijaniu tych funkcji, które zespół terapeutyczny założył dla danego dziecka. U Ani jest to praca nad naprzemiennością ruchu, rozluźnianie spastyki i likwidowanie przykurczy, wywoływanie prawidłowego i naturalnego ruchu rąk i tułowia, niwelowanie asymetrii, kontrola odruchów ciała w przestrzeni, próby pionizacji. Cały program terapii jest temu podporządkowany i gdzie nie pójdziemy, tego dotyczy praca. Pełen profesjonalizm. Jestem bardzo, bardzo zadowolona i wpisałam Anię na kolejny turnus, bo już widzę, że będą efekty takiego podejścia do terapii. Żeby Ania siedziała i miała szansę chodzić - musimy tu wrócić.

Jedynym problemem i cieniem, kładącym się na pobycie w Zabajce jest zachowanie części matek, które nie potrafią zrozumieć, że w pokojach tuż obok są malutkie dzieci, które potrzebują spokoju i odpoczynku po ciężkim dniu. Drugi wieczór z kolei te mamy robią spędy na holu piętro niżej, z radosnymi pokrzykiwaniami i rozmowami na pełen regulator. Przedwczoraj poszłam im zwrócić uwagę ok.22-giej, przez chwilę było ciszej, ale skończyło się rozmową o 23-ciej, która wreszcie przyniosła efekt. Niestety wczoraj o wpół do dziesiątej znów było jak na targu w Grecji i musiałam zejść się odezwać. Usłyszałam, że nie ma jeszcze 22-giej! To smutne, że jedna matka chorego dziecka nie rozumie, że inne chore dziecko, w dodatku malutkie,  wzrdaga się przez sen przy takich "atrakcjach", bo tamta matka ma potrzebę sobie pogadać do późnej nocy. Tym bardziej mnie to złości, że na parterze jest bar z klubowymi kanapami, specjalnie wyznaczony do takiej integracji, oddzielony od pokoi mieszkalnych i przeznaczony do dyspozycji okrągłą dobę. Nikt nikomu nie broni gadać tam nawet do rana. 
Najchętniej przeniosłabym się do nowej części ośrodka, ale wszystkie pokoje są niestety zajęte. W rezerwacji na jesień poprosiłam o zakwaterowanie na drugim piętrze nowej części i tak się wywiązała rozmowa co mi nie odpowiada w starej, właczyła się jakaś pani z biura i stwierdziła, że porozmawia z tamtymi matkami. No cóż... Już mi chyba wszystko jedno, niech myślą, że na nie doniosłam. Atmosfera i tak jest napięta, patrzą na mnie bykiem. Za to dwie inne mamy z naszego piętra powiedziały mi, że też gryzą palce i się wkurzają, ale nie chciały się odzywać, postanowiły jakoś wytrzymać. Ja nie mam takich oporów. Nie mam zamiaru przez półtora tygodnia się denerwować, nie po to tu przyjechałam. Mam nadzieję, że uda się opanować sytuację i reszta pobytu upłynie względnie spokojnie, za to bardzo pracowicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.