czwartek, 16 maja 2013

Jutro w drogę

I znów czas wyciągać walizki. Wyliczyłam, że od roku gna nas w różne strony średnio co 5-6 tygodni, nie licząc Łodzi i wyjazdu do dziadków. Maj, czerwiec i lipiec jeszcze podwyższą średnią. Chyba niedługo będę się pakować bez kartki :)
Na razie jednak wszystko rozpisane, bo pamięć ludzka jest zawodna, jak wiadomo. Rano będę układać i wrzucać. Mąż musi podjechać do pracy, nie udało się inaczej, więc będę miała czas się pozbierać i torby nie muszą zawalać mieszkania od wieczora.
Mam stres przedwyjazdowy. Dość duży i nie bardzo wiedzieć czemu. Może dlatego, że jadę w nieznane? Hmmm... Ale tak już przecież było i nie miałam takiego ciśnienia. Nie wiem... Chyba wiele oczekuję od tego turnusu i boję się czy oczekiwania się spełnią. A może mam chwilową zniżkę, bo tydzień był intensywny, jak i dwa czy trzy poprzednie (a w sumie kilkanaście...) i jestem po prostu zmęczona..? Bardzo możliwe, bardzo. Cieszę się na spotkanie z Agnieszką przed turnusem i na wszystkie miłe chwile i zwiedzania. Brakuje mi czasu tylko z Mężem. Brakuje mi beztroski i radości, takiej bez cienia za plecami. Wiem, że nieprędko ją poczuję, ale już jest o wiele lepiej i to duży plus. Zaczęłam widzieć szklankę do połowy pełną i jest mi lżej.

Anula usiłuje przez chwilę utrzymać się w siadzie. Taki dzielny Brzdąc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.