poniedziałek, 17 czerwca 2013

Kilka słów o festiwalu w Opolu

"Miłe złego początki lecz koniec żałosny" - tak zaczyna się jedna z bajek Ignacego Krasickiego. Z festiwalem opolskim było odwrotnie. Jubileuszowy, pięćdziesiąty, rozpoczął się tak, że więdły uszy, a serce kwiliło z rozpaczy. I nie chodzi mi tylko o Joannę Moro, której "występ" chcieliby zapewne zapomnieć wszyscy, z nią samą na czele ("jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz" - to porzekadło w dzisiejszych czasach nie funkcjonuje, niestety... ) Poziom piosenek konkursu premier był tak kiepski, że zęby bolały. Jeśli rzeczywiście te 10 utworów wybrano spośród 250 zgłoszonych, to zastanawia mnie jakie były pozostałe i co można powiedzieć o obecnym poziomie polskiej piosenki... Tragedia... Zwycięzcy Golce jak dla mnie udowodnili, że lata świetności mają zdecydowanie za sobą, a teraz odcinają kupony od dawnych sukcesów. Ich piosenka ani nie powalała, ani nie była niczym nowym, a zaśpiewali ją z werwą dopiero po otrzymaniu nagrody. Z całej premierowej grupy głos zademonstrowała jedynie Olga Bończyk, która ze swoim "niemodym" repertuarem nie osiągnie raczej szerszej popularności, a szkoda.
Dzisiejsze młode piosenkarki głosu nie mają i na estradzie, przy akompaniamencie orkiestry, wydają z siebie mniej lub bardziej desperackie popiskiwania, które nie umywają się do wykonań wokalistek starszej generacji, do chwili obecnej w większości nadal prezentujących głos jak dzwon i perfekcyjnie przygotowanych do występu. Przed Ireną Santor czy Marylą Rodowicz można jedynie chylić czoła i wyczekiwać z utęsknieniem godnych następczyń. Również repertuar pozostawia obecnie wiele do życzenia, nie ma wielkich przebojów na miarę ubiegłych dziesięcioleci, ale kto miałby je zaśpiewać..? Dlatego wczorajszego koncertu, złożonego z dawnych opolskich piosenek, tak przyjemnie się słuchało, w odróżnieniu od pierwszego dnia festiwalu.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie - dla tego rodzaju imprez bardzo ważna jest odpowiednia konferansjerka i także pod tym względem organizatorzy nie przemyśleli sprawy. Nie rozumiem udziału w tej roli Borysa Szyca, nie odpowiadały mi piątkowe jubileuszowe parodie osób zasłużonych dla Opola, a występy pani Moro uważam za kompletnie nieudane. Poczynając od fatalnych kreacji, odsłaniających zapadnięte obojczyki i nadmiernie wychudzone ramiona, a na niezmiennie wyszczerzonym uśmiechu i zbyt szeroko otwartych oczach kończąc. Na fali popularności serialu o Annie German zrobiono odtwórczyni głównej roli wielką krzywdę, angażując ją w projekty, do których nie ma powołania i talentu. Lepiej byłoby pozostawić dobre wrażenie jej aktorstwa, niż bez sprawdzenia jej umiejętności zestawić panią Moro z błyskotliwym i swobodnym Piotrem Polkiem, dla którego nie była dobrym tłem nawet wizualnie, nie mówiąc o dotrzymaniu mu kroku w konferansjerce. Jak na tak okrągły jubileusz, ktoś tych wyborów nie przemyślał, z dużą stratą dla całości imprezy.
I to tyle moich festiwalowych refleksji, potwierdzonych w rodzinnym gronie podczas spotkań w miniony weekend. Nie tylko ja się czepiam. Znaczy - naród oczy i uszy ma, czego organizatorzy nie wzięli pod uwagę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.