niedziela, 7 kwietnia 2013

Różyczka

W Sosnowcu świetnie! Pani doktor - rewelacja. Dużo się dowiedzieliśmy, wszystko mamy na filmie. Mam nadzieję, że będą to konkretne wskazówki dla naszej rehabilitantki, ponieważ mamy z Mężem to samo spostrzeżenie - jest trochę za delikatna. Ania potrzebuje mocniejszych bodźców i trzeba trochę zmienić oddziaływania. Żałuję, że nie mieszkamy na Śląsku. Pojawia się natrętna myśl - czy gdybyśmy mieszkali, a Ania byłaby od roku w rękach pani doktor, to by siedziała..? Wykończę się tym myśleniem...
Wczoraj przyszła nowa pani rehabilitant, od razu konkretna. Mamy szansę dostać się do niej na NFZ, ale dopiero od czerwca. Do tego czasu raz w tygodniu prywatnie. U nas w domu! Co za ulga!

Od wczoraj bardzo martwiłam się o syna. Tydzień temu wyszedł mu węzeł chłonny na karku, a wczoraj miał już kilka na całej szyi, pozbijane w sznureczki. Pół nocy spędziłam w necie, co mnie wcale nie pocieszyło. Około 11-stej Młody wstał, a ja prawie padłam... Wyglądał jak upiór Luwru, czerwony na twarzy i szyi. Na rękach drobna wysypka. Mąż zdecydował, żeby go zabrać na pogotowie, więc zdzwoniłam się z Eksem i pojechaliśmy razem. Gdyby go zostawili, tata by go obstawiał, a ja wróciłabym po rzeczy. Okazało się, że nie było takiej potrzeby, ponieważ to tylko... różyczka. Podobno w mieście od jakiegoś czasu jest dużo zachorowań, szczególnie w jego szkole (o czym nie wiedział).
Super. Ogólnie bardzo dobrze. Łagodna choroba, przejdzie bez echa. W porównaniu z tym, czego się naczytałam - kamień z serca. Jedyny, ale poważny problem w tym, że za tydzień miałam jechać z Anią na turnus do Warszawy. Choroba wylęgnie się albo tuż przed, albo w trakcie, albo może po, ale tydzień wcześniej dziecko zaraża inne... Jest jeszcze opcja obstawiana przez mojego Męża, że to co Ania miała, to właśnie była różyczka. I już jesteśmy po niej. Hmmm... Oglądało ją kilku lekarzy, uparcie twierdzili, że to nic zakaźnego. Z drugiej strony pani doktor z pogotowia sama nam powiedziała, że kiedy zaczęli do niej przychodzić pierwsi nastolatkowie to nie poznała, że to różyczka, mimo iż ma specjalizację zakaźną. Od lat nie było epidemii tej choroby. Teraz chorują nastoletni, nie szczepieni chłopcy, albo nie szczepione maluchy, ale to rzadziej. I bądź tu człowieku mądry...

I co ja mam robić..? No co???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.