niedziela, 28 kwietnia 2013

Żeby nie było tak słodko...

... to się pochorowałyśmy. Od rana pobolewało mnie gardło, a pod koniec urodzinowego świętowania poczułam się tak źle, że ledwo siedziałam przy stole. Położyłam się pod trzema kocami, trzęsło mnie niemiłosiernie, do tego ból pleców i głowy, a w gardle setki gorących szpilek. Po dwóch godzinach Mąż pomógł mi wstać i przebrać się do snu, pościelił mi u starszej córy, a ja zaaplikowałam sobie antybiotyk odłożony na czarną godzinę. Plus leki przeciwbólowe. Miałam gorączkę, co prawie mi się nie zdarza. Dziś, po drugiej dawce antybiotyku - troszkę lepiej.
Niestety dopadło też Andźkę. Wieczorem pojawił się katar, tuż po zaśnięciu zaczęła przeraźliwie płakać i temperatura skoczyła Jej do 37,5. Dostała Nurofen, krople do nosa i poszła spać do Taty, żeby miał kotrolę nad sytuacją. W tej chwili jest jakby lepiej, oczki mniej szkliste, Mała uśmiechnięta, ale i tak Mąż z Nią chyba pojedzie na pogotowie. Choć leje u nas tak, że psa by z domu nie wygonił... Zobaczymy jak się sytuacja wyklaruje.
Musiało nas zawiać na spacerze :(( Siebie rozumiem - porozbierałam się do krótkiego rękawka, a to jednak kwiecień. Ale Ania..?? No cóż, siła wyższa. Niech szybko przechodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.