niedziela, 14 lipca 2013

Znowu w drogę

Jutro zrywamy się rano i jedziemy do Warszawy na kolejny turnus u dr Swietłany Masgutowej. Wierzę, że będzie to kolejny krok do sprawności naszego Maluszka. Anula jest cudowna :) Tak słodka i rozbrajająca, że brak słów. Za to Ona mówi tych słów coraz więcej - z ostatniej chwili: proszę i dziękuję! Jeszcze Jej się myli ich znaczenie i odbierając coś ode mnie mówi: "proszę", bo ja to przed chwilą powiedziałam, ale to nic, na pewno wkrótce zrozumie :) Powtarza po prostu jak papużka, za to jak powtarza! Pani od koników była dziś w szoku, ponieważ Ania powtórzyła za nią, że pies szczeka. "Szczeka" to nie jest łatwy wyraz, zwłaszcza dla dziecka, które ma półtora roku, a powinno mieć jeszcze mniej. Z każdego słowka cieszymy się jak wariaci :) Czy ktoś wie na przykład, co to jest "pik-pak"? Nikt nie zgadnie. "Pikpak" to pępek :))) Ania zawsze wymawia to słówko tak samo i precyzyjnie wskazuje paluszkiem, gdzie ów pikpak się znajduje. Naprawdę można się rozpłynąć... Bardzo dużo kojarzy, na przechodzące osoby mówi "pan" i "pani", a ostatnio powiedziała "pani idzie". Piątkowe koniki odbyły się w mżącym co chwilę deszczu (miłość do koni zwyciężyła), ale zanim tak się stało, podejmowałyśmy z terapeutką dezyzję w moim samochodzie, wróżąc z nieba co będzie dalej. Siedząca z tyłu Ania w końcu wtrąciła się do rozmowy, wołając: "ciocia", "ciocia"! Dobrze wie jak zwrócić na siebie uwagę :) Takich przykładów mamy mnóstwo i co chwilę pojawiają się nowe. Najbardziej mnie jednak rozbraja gdy Anula z poważną miną mówi: "Nio tak!" Serducho tonie w słodyczy.
Dziś Maluszka tak szeroko się śmiała, że zauważyłam nowy ząbek. Nie wiadomo kiedy wyrosła nam lewa dolna czwórka. Muszę zapuścić żurawia czy także górna dogoniła prawą stronę. Niestety, nadal brak prawej dolnej dwójki, która nie chcę dołączyć do pozostałych, od dawna wyklutych siekaczy. Coraz bardziej prawdopodobne staje się przypuszczenie, że nie ma zawiązka ząbka, ale pani doktor kazała czekać do końca roku na konsultację z dentystą. Dobrze, poczekamy. Poza tą dwójeczką mamy sporo do ogarnięcia...

Starszaczka musiała przenieść się z leżeniem do przyszłych teściów. Odebrałam ją w piątek ze szpitala i znów zaczęła mocno kasłać. Wywnioskowałyśmy, że nasiliła jej się alergia na naszego psa i nie dadzą rady koegzystować tu bez szwanku dla Córki. Nie mamy gdzie oddać psicy, nawet gdybyśmy podjęli taką decyzję :( Córa za to chętnie przeniosła się do narzeczonego, bo tu mieliby kontakt trochę ograniczony, a tam mogą być ze sobą w każdą wolną od pracy zięcia chwilę. Jestem bardzo wdzieczna jego Mamie za troskę i opiekę nad moją Córką i wiem, że zadba o Nią jak o własną. Tym bardziej, że nie pracuje, a o bliskich dba chętnie i z radością. Dobrze trafiło to moje dziecko. Mam nadzieję, że będzie Jej się dobrze układać w tym związku.
Udało mi się kupić suknię i dodatki, mogę odetchnąć z ulgą. Teraz wyszukuję dekoracji na samochód Młodej Pary (tablice rejestracyjne już kupiłam!) i zastanawiam się jak usadzić gości przy stole. Nie będzie to proste, ale jakiś pomysł do obgadania muszę wymyślić. Kilka innych weselnych spraw też jeszcze na mojej głowie i ogarnę je na pewno, bo czego jak czego, ale zmysłu organizacyjnego mi nigdy nie brakowało. Będzie dobrze.

A teraz szybko spać! Jutro przed nami intensywny dzień. Dobrze, że jedzie z nami "Mis-jek", czyli jeden z moich synów, będzie raźniej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.