piątek, 8 listopada 2013

A tak optymistycznie brzmiała nazwa ostatniego posta...

Mamy jelitówkę. Ledwo zdążyłam zarezerwować nocleg we Wrocławiu - bezzwrotnie, ze ściągnięciem całej opłaty w dniu rezerwacji, bo tak było o 250 zł taniej. I po kilku godzinach Anula zaczęła wymiotować... Na początku wydawało się, że to może chwilowa niestrawność, bo ogólnie funkcjonowała całkiem dobrze, tylko z apetytem kiepsko. Czasami nasza psica rozwlecze gdzieś swoje chrupki i bywa, że Ania którąś dorwie, zazwyczaj udaje mi się to zauważyć, ale kto wie - może zjadła jakąś i Jej zaszkodziło? Wieczorem już nie było wątpliwości, pojawił się stan podgorączkowy, a wymioty przybrały na sile, na szczęście biegunka nie była zbyt mocna. Mąż z Synem pojechali na pogotowie, a ja zabrałam się za pakowanie torby do szpitala. Pani doktor jednak stwierdziła, że Ania nie jest odwodniona, ogólnie w niezłym stanie i szkoda Ją dawać na oddział, może uda nam się opanować sytuację w warunkach domowych. Skierowanie do szpitala dała, w razie gdyby... Muszę przyznać, że byłam pełna obaw, ale chyba nie będzie tak źle - wczoraj udało mi się podać Małej leki (nie wszystkie, za nic nie chce pić elektrolitów), piła dużo gorzkiej herbatki, zjadła jednego ziemniaka z marchewką, 1/6 suchej bułki i pół szklanki kisielu. I nie wymiotowała :) Natomiast żeby nie było za różowo, rozłożył się Syn, cierpiał cały wieczór i pół nocy i właśnie poszedł do lekarza. Męża też coś bierze, narzekał wieczorem, a dziś nad ranem pojechał w delegację do Czech obstawiony lekami, bo jednak dojechać musiał... Dobrze, że w perspektywie trzy dni wolnego, tylko zamiast odpocząć, to je przechoruje :((( 
Rozmawiałam ostatnio z koleżanką, od kilku tygodni usiłujemy się spotkać i ciągle coś, jak nie u mnie to u niej i okazuje się, że ma podobnie - od 2-3 lat jej się wali i pali. Stwierdziła, że wcześniej miała 7 lat tłustawych, to teraz przyszła pora na te chudsze i może to jest sedno sprawy i dobre podejście. Jeśli nastawię wytrzymywalnik na najbliższych pięć lat, to pewnie przetrwam, bo liczenie, że nasza kiepska seria rychło się skończy przy jednoczesnym spadaniu na głowę nowych problemów, jest trudne do zniesienia. I nie chodzi o pojedyncze sytuacje, bo wiadomo, że choroby się zdarzają, a inne problemy także chodzą po ludziach, tylko o kumulację, niestety nie wygranej w lotto... Chwilami za dużo tego wszystkiego i odpocząć nie ma kiedy. 
No nic, bierzemy się do roboty, bo cóż innego pozostało..?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.