poniedziałek, 25 lutego 2013

Mózgowe porażenie dziecięce

A jednak... W sumie na co liczyłam..? Nawet nie wiem... Dziś byłyśmy z Anią u dr rehabilitacji, która zna Ją od lutego ubiegłego roku. 
"Jakiś rodzaj porażenia to jest. Ania nie rozwija się prawidłowo, opóźnienie jest bardzo duże. Za wcześnie żeby stwierdzić jaki to rodzaj porażenia i jakie nasilenie. Najważniejsze, że Ania cały czas się rozwija i robi postępy i na tym się koncentrujemy. I jest w bardzo dobrym kontakcie".

W głębi duszy czułam, że ona tak powie...

Mąż stwierdził, że to nic nie zmienia. Ćwiczyliśmy i będziemy ćwiczyć, stymulujemy rozwój i będziemy nadal to robić. Kochamy Małą i będziemy zawsze kochać. A to są tylko słowa i diagnozy, takie czy inne. Tak czy siak robimy swoje.
Może i racja... Mimo to jakoś smutno...
Najważniejsze, żeby rozwój trwał jak najdłużej, żeby się nie zatrzymał. 
Za dwa tygodnie wyjeżdżamy na turnus rehabilitacyjny do Zaździerza. Musimy jakoś znaleźć 5 tysięcy. Nie możemy czekać. Na przełom maja i czerwca zamówiłam turnus w renomowanej Zabajce.  Będziemy się zadłużać, trudno. Nie mamy czasu do stracenia.
Na dodatek nadal nie możemy ćwiczyć, bo infekcja nie odpuszcza i przybiera nowe formy i odsłony - dziś Anię wysypało na całym ciele. Zamówiłam wizytę domową i podobno to wysypka po wirusówce. Jednocześnie nadal mam dawać antybiotyk, na gardło. Nie podoba mi się to wszystko...
W środę okulista w Matce Polce, a potem nasza nowa neurolog. W czwartek neurochirurg.

Jak się ociepli i choroby odpuszczą, odwiedzimy w Matce Polce pierwszą neonatolog Ani. Prosiła żeby czasem zajrzeć. Chciała wiedzieć co dalej, przejęła się wykryciem leukomalacji, długo nie mogła uwierzyć, powtarzała usg. Powiemy jej, że mamy porażenie, ale gadamy i się uśmiechamy. Mimo wszystko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.