niedziela, 10 lutego 2013

Niewiele lepiej

Niestety, zarówno w czwartkową noc, jak też wczoraj i dzisiaj biedną Anulę męczy suche kaszlisko. Seriami :( Pomaga wietrzenie pokoju i syrop przeciwkaszlowy, po godzinie jest lepiej, ale tylko do następnego razu. W piątek byliśmy z Małą w przychodni, dostała kolejny zastrzyk i wydawało się, że będzie lepiej, ale ok. 22-giej przyszedł atak, więc zabraliśmy Ją do siebie na wysokie poduszki. Mąż zwinął się w kłębek w nogach łóżka, nie chciał nas zostawiać, ale wygoniłam go do pokoju córki przy kolejnym ataku w środku nocy. Niech się chociaż jedno z nas wyśpi i jakoś funkcjonuje w dzień...
Rano się zamieniliśmy, ja poszłam odsypiać, a gdy wstałam po dwóch godzinach - w kuchni trwały przygotowania do następnej góry pączków... Wiele jest rzeczy, których nigdy w życiu nie zrozumiem, ale jedną z nich na pewno jest zagadka, jak moja poprzedniczka mogła nie doceniać tego faceta i spowodować, że wolał każde rozwiązanie niż dalsze życie z nią pod jednym dachem. Jedyna nasuwająca się odpowiedź jest taka, że była głupia, po prostu. I przekonana, że może robić co chce, a on to musi wytrzymać.  Widocznie niewiele w życiu przeżyła, skoro sądziła, że można stawiać poprzeczkę jeszcze wyżej. Ja mam z kolei odpowiedź, dlaczego mnie los doświadczył poprzednimi zawirowaniami - żebym nabrała rozumu.
Dziś ja śpię u córki, o ile można to nazwać spaniem... Nie mogę zasnąć, nasłuchuję odgłosów z pokoju obok. Chyba tam zaraz pójdę przymknąć im troszkę lufcik, bo noc zimna i jeszcze ich zawieje. A potem spróbuję zasnąć, jeśli się uda. Dobrze, że w dzień Anula całkiem w formie. Dzień już za siedem godzin :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.