niedziela, 20 stycznia 2013

Dzięcioł

Jesteśmy coraz bliżej obrotu na brzuszek. Nie wiadomo ile jeszcze potrwa to "bliżej", ale widać postęp z każdym dniem. Może wreszcie doczekam stada jeżyków...
Na razie za to zalągł się dzięcioł. Półtora miesiąca temu rozpoczął kucie, jak się zorientowaliśmy - w łazience i do tej pory nie skończył. Szału można dostać... Szesnasta z groszami, Ani się oczki kleją, a ten nagle "stuk stuk", a potem, co gorsza, wiertarka. Początkowo jakoś tą wiertarkę znosiła, choć o spaniu nie było mowy, teraz jest jeden wielki krzyk. Przerażona patrzy skąd dobiega ten dźwięk i płacze w niebogłosy. W sobotę dzięcioł rozwija się już od rana i z różnym nasileniem wali do popołudnia albo wieczora. A dziś postanowił sobie postukać w niedzielę. Jednego dnia nie można w spokoju przeżyć we własnym domu! Na dokładkę po godzinie zaczął wiercić. Myślałam, że wyjdę z siebie i ubiję gada. Niestety nawet nie jesteśmy pewni który to, bo w wielkim bloku niesie po pionach i typowań jest kilka. Stukałam w rury, nie tylko ja zresztą, ale sobie nic z tego nie robił. Przestał koło południa i dopiero Ania usnęła, umęczona. Jeden sen dziecku zabrał, bandyta.
Kurczę, to był taki fajny, spokojny blok... Mili ludzie, sympatyczni sąsiedzi w klatce, spokojne osiedle, a teraz nie da się tu mieszkać i marzę by stał się cud i bym mogła się stąd wynieść byle dalej. Wiele osób wybudowało domy i wyprowadziło się, a na ich miejsce przyszli rozmaici ludzie, od sensownych po dziadostwo, które nie liczy się z nikim i z niczym.  W nocy na placu zabaw młodzież urządza imprezy albo siedzą na ławce pod klatką i bluzgają najgorszym mięsem na pełen regulator. I nic nie powiesz, bo możesz od razu zamawiać lakiernika do samochodu... Żyć się odechciewa. Boże, jak ja bym chciała się stąd wyprowadzić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.