poniedziałek, 14 stycznia 2013

Psycholog

W ramach obecnej rehabilitacji mamy wizytę u psychologa. Ma ocenić rozwój Anuli. Dziś byłyśmy na pierwszej rozmowie - wywiadzie. Pani psycholog niezwykle miła. Młoda dziewczyna z doktoratem - fiu fiu! Nie wygląda nawet na 30 lat, choć pozory mylą, bo ona się zszokowała kiedy usłyszała o moich starszych dzieciach. I widać było, że mówiła szczerze. Jeśli faktycznie nie wyglądam to miło. 
Porozmawiałyśmy sobie dobre pół godzinki, a Ania w tym czasie mogła stanowić wzorzec grzecznego niemowlaka. Uśmiechała się uroczo, oglądała gabinet i nową ciocię, poklepała w blat stołu, poprzytulała do mnie i była po prostu zniewalająca :) W środę mamy następne spotkanie i badanie - nie ma sprawy, do tej kobitki mogę chodzić codziennie.
Dobrze, że trafiłyśmy na ten turnus, z kilku powodów. Bardzo mi odpowiada pani doktor rehabilitacji. Złapałyśmy świetny kontakt. Zauważyła to, co i ja czuję, a co nie było oczywiste dla wszystkich lekarzy, z którymi się do tej pory kontaktowaliśmy i powiedziała kilka fajnych rzeczy, z którymi moja dusza zgadza się w stu procentach. Uważa, że w zachowaniu Ani widać duży potencjał i wydawać by się mogło, że powinno być dużo lepiej niż jest. Nie wiadomo dlaczego nie jest. Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że jakieś nieprawidłowości wystąpiły jeszcze w ciąży, bardzo możliwe, że z nadkrzepliwości. Jak ujął to mój Mąż - "jeśli ty miałaś kłopoty z chodzeniem, a nawet oddychaniem, to można się domyślać, że Ania w twoim brzuchu też je miała". I chyba ma rację, pani doktor potwierdziła. To nie jest dobra opcja i  nie ma się z czego cieszyć, ale zdejmuje ciężar zastanawiania się "co by było gdyby". Jeśli przyjmiemy taką wersję, to decyzja o rozwiązaniu ciąży była jak najbardziej słuszna i niepotrzebnie od roku zadręczam się zastanawianiem czy dobrze zrobiłam podpisując zgodę. Poza tym staje się jasne, że nic więcej nie można było zrobić - gdybym dostała odpowiednie dawki heparyny krew krążyłaby lepiej, za to krwotok murowany... Mało tego, okazuje się, że nawet omdlenie i żebro złamane w 18 tygodniu były "po coś", bo gdyby nie to, krew byłaby rzadsza i na pewno dostałabym masywnego krwotoku dużo wcześniej, bez szans na uratowanie Ani. Taki obrót sprawy zdejmuje mi z serca ogromny ciężar. Od porodu biję się z myślami gdzie został popełniony błąd i okazuje się, że prawdopodobnie nigdzie. To naprawdę ogromna ulga...
Pani doktor stwierdziła także, że Anię trzeba stymulować różnymi metodami i absolutnie nie skupiać się na jednej. Ufff... Serce dobrze mi podpowiadało. I co mam myśleć o pani neurolog od tomografii...? Bo ona kazała nam się skupić na jednej metodzie. Kolejne potwierdzenie, że dobrze zrobiliśmy rezygnując z leczenia u tej pani. Ania ma być rehabilitowana na wiele sposobów jednocześnie, również alternatywnych. Jak najbardziej masaże i terapia dźwiękiem, a najlepiej włączyć integrację sensoryczną, co wkrótce zrobimy. To nie do opisania jak się czułam trafiając wreszcie do kogoś, kto powiedział to, co czułam od miesięcy. Niesamowite...

A za oknem biało i sypie jakby rozpruły się wszystkie niebiańskie poduszki. Nie mogło to tak w święta posypać...? No cóż, niech będzie teraz, chociaż do jazdy średnia pogoda. Trudno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.