środa, 2 stycznia 2013

Już w domu

Wróciliśmy. Od jutra znów codzienność, jakoś smutnawo... Najpierw tyle przygotowań do Świąt, wyjątkowy nastrój przeciąga się do Nowego Roku i nagle trach, jak nożem uciął. Dziwnie... No, ale tak jest i już, co roku przecież to samo, a w dodatku tym razem nie muszę zaraz jechać do pracy, a Niunia ze mną w domku, więc nie ma co narzekać.
Wyjazd nam się bardzo udał, odpoczęliśmy. Przeczytałam nową Grocholę, pospałam w dzień, dużo spacerowaliśmy - fajnie było. Na sylwestrową kolację zabraliśmy Anię. Później zasnęła i ... obudziła się pół godziny przed północą, czego nigdy nie robi! Najwyraźniej chciała powitać z nami Nowy Rok :) Wobec tego pojechaliśmy razem na Rynek, ale to nie był dobry pomysł - pięknych fajerwerków było niewiele, za to dużo petard hukowych, niektóre toczyły się pod nogi ludzi. Szybko stamtąd uciekliśmy z otwartym szampanem pod pachą.
W Sylwestra spalił się "Fryzjer". Dopiero co tam byliśmy... Echhh... Szkoda, taka fajna, klimatyczna knajpka. Dziś przy wyjeździe Mąż rozmawiał z właścicielem pensjonatu, podobno "Fryzjer" miał się niedługo zamykać. Budynek bardzo stary, w zasadzie nieremontowalny, nieduża drewniana chałupa, w dodatku obiekt zabytkowy. I w takim układzie nie wiadomo co z tym pożarem. Może się przydał...?

Marzę, by ten rok spełnił moje największe pragnienia - żeby Ania siedziała, chodziła, biegała. I żeby wszyscy byli zdrowi. To wystarczy. Jeśli zdarzy się coś więcej, to już będzie super premia :))

Wszystkiego najlepszego w 2013, który nam właśnie nastał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.