Wylazłam. Wykopałam się. Ufff...
Jak mnie umęczył ten stan! Całkowity brak energii... Zupełnie jakbym musiała oszczędzać baterie i działać tylko na minimum konieczne. Fatalne uczucie. Bardzo, bardzo dobrze, że w końcu przeszło.
"A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.." (przy okazji - genialny kawałek! Gdy go pierwszy raz usłyszałam to aż ciary po plecach przeleciały. Do dziś robi wrażenie. Wydaje mi się, że teraz nie ma tak dopracowanych i strzelonych w sedno piosenek, sama papka).
Dziś po raz pierwszy Ania myła ząbki :) Zbierałam się już jakiś czas, ale jakoś nieskoro mi szło i dziś podjęłam decyzję, że nie ma na co czekać. Anula troszkę zaskoczona, ale pięknie otworzyła dzióbek i nie próbowała zjeść szczoteczki. Ciekawe, czy ten stan się utrzyma. Na razie nowość się dziecku spodobała.
Jutro początek kolejnego maratonu z dojazdami. Jak ja bym chciała przenieść się do Łodzi... Echhh...
Cieszę się, że Ci lepiej. A jeśli chodzi o przeprowadzkę do Łodzi, to bardzo mi się ten pomysł podoba:-)
OdpowiedzUsuńPóki co, zapraszam na herbatkę po Waszych zajęciach.
Oooo! Chętnie :) Jak się umawiamy?
OdpowiedzUsuńA kiedy będziecie w Łodzi? Bo ja, na ciążowym zwolnieniu, z nakazem oszczędzania się jestem domowo-łatwo-dostępna :-)
OdpowiedzUsuńNapisz na gosh70ko@gmail.com to się umówimy :)
OdpowiedzUsuń...Gosiu cieszę się...dużo siły :)
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana... I wzajemnie... :*
OdpowiedzUsuń