czwartek, 27 grudnia 2012

I po Świętach...

Po świątecznym maratonie byłam dziś rano tak ociężała jak po przepiciu. Ale cóż - tradycja! Na szczęście wszyscy zdrowi i generalnie zadowoleni, tylko nie wiadomo kto to wszystko zje... 
Dostałam trzy książki i już się cieszę, bo bardzo lubię czytać. Jedną zaczęłam połykać, z nadzieją, że uda się ją podczytywać na wyjeździe. Do którego jesteśmy nieprzygotowani - pakujemy się jutro, dziś nikt nie miał na to siły. Mąż pracował, a ja pozałatwiałam wszystko co trzeba w związku z orzeczeniem Ani, co wymagało trzech wyjazdów na trasie dom-urzędy. Syn dzielnie pilnował siostry (należy mu się medal, ale pomyślimy o konkretniejszym dowodzie uznania), a ja: złożyłam wniosek o legitymację, dowiedziałam się co trzeba złożyć w sprawie zasiłku pielęgnacyjnego, wróciłam do domu, skserowałam co powinnam i zawiozłam do urzędu, następnie złożyłam wniosek o kartę parkingową i po trzech godzinach pojechałam ją odebrać, a na koniec wysłałam poleconym dokumenty do Fundacji w sprawie subkonta. Ufff... Karta parkingowa właśnie się przydała, bo pod blokiem dużo samochodów świątecznych gości i nie było gdzie auta wcisnąć. Zaparkowałam zatem w kopercie, bo już mi wolno.

Cieszę się na jutrzejszy wyjazd... I postaram się mieć czas na pisanie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.