czwartek, 20 grudnia 2012

Orzeczenie

Odebrałam orzeczenie o niepełnosprawności Ani. Decyzja na dwa lata. Podjechaliśmy z synem przed rehabilitacją, został z Małą w samochodzie, a potem odwiozłam go do szkoły. Gdy usłyszał na jaki czas jest orzeczenie, zapytał: "To z Anią aż tak źle?" Serce mi się ścisnęło... Odpowiedziałam, że dobrze nie jest, ale pani doktor chciała dać Anuli więcej czasu na dojście do siebie. W głębi duszy myślę, że trochę nam poszła na rękę, a jednocześnie kiepsko to widzi...  Ja wierzę, że kolejne komisje nie będą nam już potrzebne. Może się łudzę..? Nie, nie mogę tak myśleć. Mam bardzo dzielnego Szkraba i damy radę!
Wracając do domu, spotkałyśmy przy windzie sąsiadów, bardzo miłe małżeństwo. Pytali o rozwój Ani i czy coś już mówi. Powiedziałam, że ciągle trajkocze "tatatata" ,z czego Tata bardzo się cieszy. Weszłyśmy do mieszkania, zaczęłam rozbierać Małą z kombinezonu, a Ona spojrzała na mnie i powiedziała: mamamama :)) Cudna!

Bolą mnie plecy, a dłonie szczypią od detergentów, ale domek lśni.  Od jutra gotowanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.