sobota, 20 października 2012

Kilka słów o alkoholu

Ponieważ okazało się, że w lodówce mamy głównie światło, Mąż dokonał aprowizacji i przytaszczył trzy torby Wszystkiego. Przy smażeniu grzybków zainicjował między nami dialog następującej treści:
- Chcesz pepsi?
- Samej..? - (to ja)
- No nie... :))
Od razu się przyznam, że profanuję whisky i jej podobne, ponieważ nie jestem w stanie ich wypić bez coli. Z colą natomiast wręcz przeciwnie - trudno się powstrzymać. Dobrze, że z jednego z zawodów jestem terapeutą uzależnień, przynajmniej nikt mi nie wmówi alkoholizmu. Bo alkohol jest dla ludzi. Nieuzależnionych.
Wracając do whisky, sposób (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że znany) podpowiedział mi wieki temu kolega z pracy. Tak się jakoś zgadało, że mam w domu sporo koniakowo-brandowych prezentów, z którymi nie wiadomo co zrobić, bo ani ja, ani Eks do koniaków nie mieliśmy zacięcia. Kolega mi na to: "Spróbuj z colą".  I to był strzał w dziesiatkę :) Prawie pożałowaliśmy, że dwa koniaki oddaliśmy do ludzi.
Istnieje możliwość, że te alkohole mi nie odpowiadają, ponieważ z reguły są średniej jakości. Lepsze są lepsze :) Kilka lat temu, nad naszą ukochaną Biebrzą, jedliśmy kolację w jedynej w okolicy wypasionej restauracji. Przylegał do niej kompleks hotelowy i dla jego gości urządzono degustację whisky. Ponieważ goście kompleksu nie dopisali, do stołów z zacnym trunkiem zaproszono wszystkich obecnych na sali. Degustację prowadził specjalista, który żartował, że ma świetną pracę - może w niej pić i jeszcze mu za to płacą. Powiedział nam kilka ciekawych rzeczy i mogliśmy próbować pięciu rodzajów whisky. On opowiadał skąd się która wywodzi i czym charakteryzuje. Dwie pierwsze mnie nie powaliły, ale trzecia.... Mmmmm.... Zapach dymu, wędzonki z ogniska, mocny smak, na koniec rozpływający się po podniebieniu z prośbą o jeszcze... Coś wspaniałego. Niestety, był to jeden z najdroższych i trudnych w Polsce do zdobycia gatunków, więc przygoda z nim była pewnie jednorazowa.

Najlepszy i tak jest ajerkoniak :) Poniżej przepis na przepyszną niedzielną kawę.

Zaparzyć w kubku dobrą kawę rozpuszczalną. Do ładnej filiżanki ze spodkiem wlać przedwojenną łyżkę stołową ajerkoniaku. Jeśli ktoś nie posiada łyżek po babci (lub prababci) - wlać mniej więcej dwie dzisiejsze. Zalać kawą. Na kawę wycisnąć spory czub bitej śmietany w spray'u. Pychota!

Nieoceniony Mąż właśnie poszedł po śmietanę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.