środa, 17 października 2012

Okruszek

Malutka śpi. Obok mnie kubek z herbatą. Za oknem deszcz. Dobry wieczór na wspomnienia. Na część wspomnień...

Przedwczoraj minęło dziesięć miesięcy od chwili, gdy Malutka pojawiła się na świecie. A powinno minąć siedem... Tak, tak - wcześniak. "Kolejny" wcześniak. Wcale nie kolejny, tylko mój. Mój najukochańszy Okruszek. Niektórym wcześniaki spowszedniały, podobno tyle ich się teraz rodzi. Ale wcześniak wcześniakowi nierówny... Czasem złość we mnie wzbiera (choć może nie powinna, ale wzbiera) gdy ktoś mi mówi: "Moja córka też wcześniak, urodziła się w 36 tygodniu". Jaki wcześniak??? Boże, ile bym dała by mieć takiego "wcześniaka"...
Okruszkowi zabrakło 12 tygodni. Bardzo dużo za dużo :( Wcale nie chciała przychodzić na świat i wcale jej się nie spieszyło. Wyciągnęli ją siłą, bo już nie było wiadomo po której stronie ma większe szanse. Zdecydowano, że na zewnątrz i podpisałam się pod tym, choć była to jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu i do dziś się zastanawiam czy słuszna. Być może zawsze się już będę zastanawiać... Gdyby wyszła z tego bez szwanku, pewnie rozterki szybciej by ucichły. Ale nie wyszła... Pewnie mogło być jeszcze gorzej, mogła nie widzieć, nie słyszeć i leżeć bez ruchu, a tak nie jest, ale nie wiem czy mnie to pociesza. W jakimś stopniu na pewno. Jednak gdy patrzę jak leży i nie może się obrócić na bok, trudno mi myśleć: "Dobrze,że wyciąga rączki". Tak, dobrze,że je wyciąga,ale ja chcę żeby mogła się również obracać! Do jasnej cholery... Chcę, by moje dziecko mogło się poturlać tam gdzie potrzebuje, jak tysiące innych dzieci. Tego właśnie chcę. I nie poprzestanę na pocieszaniu się: "Dobrze,że żyje". Oczywiście, że żyje i w ogóle nie ma innej opcji. I chociaż przyplątała jej się leukomalacja, której u tak dużego wcześniaka (1530 g) w ogóle nie powinno być - nie życzę sobie żeby moje dziecko nie chodziło. Nie zgadzam się na to. Czy słyszy Ten, Który Powinien Usłyszeć? Moja Ania ma być zdrowa! Ma być zdrowa!

No i tyle wyszło ze wspomnień. To pewnie przez jutrzejszą wizytę. Kolejne badanie u neurologa i się boję. W ostatnim tygodniu przeszłam straszenie rdzeniowym zanikiem mięśni (lekarka) i Zespołem Westa (sama się nastraszyłam) i jestem kłębkiem nerwów. Jakby mało mi było codziennych zmartwień, z infekcją i antybiotykiem u Ani  włącznie. Dobrze, że mam dobrego, spokojnego Męża, który niełatwo wyprowadza się z równowagi, nawet z moją pomocą. Mało tego - umie mnie uspokoić. I dobrze, że mam Forumowe Ciotki, które coraz bardziej zajęte, ale wiem, że są.
Życie jest słodko-gorzkie, a nawet gorzko-słodkie i nic się na to nie poradzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.