sobota, 20 października 2012

Na grzyby

W środę dumny sąsiad niósł wiaderko pełne podgrzybków i czerwonych koźlaków. Ponieważ weekend miał być ładny, postanowiliśmy z mężem, że wybierzemy się na grzyby. Trzy tygodnie temu nieźle nam poszło, biorąc pod uwagę, że wózkiem nie wszędzie się wjedzie. Mąż nie bardzo sobie wyobrażał grzybobranie z małym dzieckiem, ale go przekonałam, z dobrym skutkiem. Dziś intuicja mi podpowiadała, że trzeba iść w wysoki las, ale jakoś tak skręciliśmy tam gdzie poprzednio. I bryndza. Kilka kurek, dwa podgrzybki - szkoda gadać. Pochodziliśmy trochę, osładzając porażkę stwierdzeniem, że przynajmniej dotlenimy siebie i Małą, i zatoczyliśmy spore koło. Gdy trzeba się było zbierać do powrotu, nagle pokazały się grzyby :) Na wysokim lesie... Tak to jest nie słuchać intuicji. 
W efekcie mamy trochę młodziutkich podgrzybeczków do suszenia, które podratują nam zapasy na Wigilię, a także miseczkę mieszanych grzybków do smażenia, na kolację. Jutro też idziemy!

Kiedy się krąży po lesie, myśli mogą swobodnie płynąć. Nie wiadomo dlaczego, ale przypomniała mi się sytuacja z czasów gdy jeden z moich synów nie miał jeszcze 190 cm wzrostu, tylko był rozbrykanym pięciolatkiem. Wracaliśmy znad morza i zatrzymaliśmy się na stacji benzyznowej. Nagle Bart zakomunikował: "Jak dorosnę, to zostanę panem paliwcem!" Kim pragnął zostać mój syn...? Pracownikiem stacji benzynowej, nalewającym paliwo. :))) Anegdota żyje w rodzinie do dziś. 
Miał więcej takich celnych wejść. Czy ktoś wie, co to jest "udawaniec"..? Nikt nie zgadnie. To taka muszka, która przybiera wygląd młodej osy, żeby jej nikt nie ruszył. Dzieci są cudne! Dlatego zawsze chciałam mieć ich dużo i mam czworo, chociaż nie jestem rodziną patologiczną, ani nawet wojującą chrześcijanką. Po prostu mam dwie córki i dwóch synów. I męża. Trzeciego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.