piątek, 26 października 2012

Okulary

Z Anią lepiej! Badania nie wykazały niczego złego, oskrzela i gardło czyste, gorączka spadła. Możemy jechać. Nie przyznałam się, że nie dałam antybiotyku.
Ponieważ pogoda była piękna, dziecko w dobrym stanie i nastroju, a do przychodni mamy 7 minut spacerem, poszłyśmy z wózkiem. W drodze powrotnej zahaczyłam o aptekę, a tuż za nią był salon z męską odzieżą, w likwidacji obecnie, jak się okazało. Na wystawie zobaczyłam piękny krawat, w lila-fioletach. Śliczny! Nie mogłam się powstrzymać, weszłyśmy. Okazało się, że krawat jest włoski, a w związku z likwidacją sklepu pan sprzeda mi go za 25 złotych! Oczywiście kupiłam bez wahania i teraz czekam powrotu Męża, nie wiem tylko czy będzie miał siłę obejrzeć prezent. Jak nie, to jutro, nie pali się.

Dzisiaj Ania zobaczyła, że mam okulary. Mam je codziennie, ale dzisiaj dokonała odkrycia :) Trzymałam ją na rękach, a Mała nagle odwróciła do mnie buźkę i coś jej błysnęło w oczkach. Patrzyła na nie, patrzyła i nagle ciach! rączką prosto w oprawkę. Mądry mały smyk! Wyodrębniła, że matka ma coś na twarzy, co chyba tą twarzą nie jest i sprawdziła czy dobrze myśli. Przypomniałam sobie jak "starszaki" robiły to samo, też około 8 miesiąca, a tyle Ania by prawidłowo miała. Zniszczyli mi kilka par okularów, siostra dzielnie chce iść w ich ślady. Teraz przez jakieś dwa tygodnie będę je ciągle wyłuskiwać z jej łapek, a potem się weźmie za innych okularników. 
Tata może się czuć bezpiecznie;) Mój Mąż ma okulary do leżenia. To znaczy - miał w nich czytać, ale leżą :)) Obecnie leżą w pracy, żebym mu nie truła, że zamiast wyciągać rękę prawie poza granicę zasięgu, może założyć okulary i przeczytać każdy drobny druczek. Wywiózł je nie wiadomo kiedy, bo ponoć w pracy czasem używa (akurat!). Szkoda, bo mu w nich naprawdę świetnie, nie mówiąc o korzyściach dla wzroku, ale co zrobić - nie chce sobie przypominać, że ma jakąś "usterkę techniczną" i widzę, że naciskanie nic nie da. Może kiedyś sam do nich dojrzeje i założy. Albo je przywiezie i podstawi się Ani do zniszczenia. To prędzej.

Na stole w kuchni leży długa lista rzeczy do spakowania. Jutro w drogę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.