piątek, 23 listopada 2012

Dobry czwartek, niezły piątek

Zrobiło się optymistyczniej.
W czwartek przed południem byłyśmy u naszej pani terapeutki od Bobathów. Widzi postępy :) Będziemy przyjeżdżać dwa razy w tygodniu, dostałyśmy też ćwiczenia do domu. No i zauważyła (nie tylko ona, dwie inne terapeutki też), że schudłam. To miłe, że widać te minus 8. Do wagi sprzed ciąży jeszcze daleko, ale osiągnę ją, nie ma obaw.
Po południu pojechaliśmy do pani od Vojty. Też widzi postępy i była pozytywnie zaskoczona efektami turnusu. Podobno turnusy bywają różne, łacznie z takimi gdzie jest godzina zajęć dziennie i szlus. Potwierdza się, że dobrze trafiłyśmy, bardzo mnie to cieszy. Mamy lekką modyfikację ćwiczeń, kontrola za tydzień. Kolejna dobra wiadomość - jest szansa na dostanie się na jakby mini-turnus metodą Vojty. Dwa tygodnie ćwiczeń na oddziale dziennym rehabilitacji w klinice, w styczniu. Zapisy będą w połowie grudnia, trzeba przyjechać do poradni i "załapać się" na listę. Niektórzy rodzice podobno czekają pod poradnią od trzeciej nad ranem... Mamy jeszcze troszkę czasu żeby się wszystkiego dokładnie dowiedzieć, a Mąż zadeklarował, że może czekać i całą noc, to nie problem. 
Wieczorem mieliśmy naszą małą osobistą uroczystość, z okazji której Nieoceniony zrobił pyszną kolację. Własnoręcznie. Przyjechaliśmy przed dwudziestą, wykąpał Małą i podczas kiedy Ją karmiłam, a później nakrywałam stół - zrobił świetną zapiekankę z kurczaka i rożki z francuskiego ciasta z masą z pesto z anchois i oliwek. Zdolniacha! Otworzyliśmy dobre wino, a na deser był cudny czerwony tort w kształcie serca. Przygnieceni codziennością dawno nie mieliśmy tak uroczego wieczoru. Trzeba to powtarzać.
Co ciekawe - Ania wszczęła bunt i nie chciała spać. Nigdy się tak nie zachowuje. Wyglądało na to, że też chce uczestniczyć w imprezie. Padła dopiero przy torcie :)

Dziś też jest całkiem dobrze - lekarz współpracujący z Fundacją skontaktował nas z panią doktor, która ma zupełnie inne podejście niż nasza dotychczasowa neurolog. Oczywiście zmieniamy Ani lekarza. Dziś byliśmy pierwszy raz i porównania w podejściu do dziecka i rodziców nie ma żadnego, dzień do nocy. Rokowania ostrożne, ale nie dobijające. Pani doktor ma już swoje lata i doświadczenie, a przede wszystkim jest sympatycznym człowiekiem i ... rozmawia. Wypisała nam  bez problemu zaświadczenie dla potrzeb orzekania o niepełnosprawności, deklarując przy tym, że jeśli jeszcze cokolwiek będzie potrzebne to w każdej chwili służy pomocą. Wygląda na to, że wreszcie trafiliśmy pod właściwy adres.
Dokumenty od razu złożyłam do starostwa. Zobaczymy kiedy wyznaczą nam termin komisji. Oby szybko...

A wieczorkiem jadę z synem na spotkanie dotyczące zdrowego odżywiania. Pewnie będą mnie chcieli naciągnąć na garnki za 2 tys. złotych, ale się nie dam, za to wezmę dla dziecka prezentową książę kucharską i spędzę z nim czas. Tylko z nim :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.