No to jesteśmy. Na dzień dobry spotkałam mamę z pobytu na OCP w grudniu, a za chwilę drugą mamę, która musiała opuścić turnus rehabilitacyjny, ponieważ syn miał silne ataki padaczki. Świat jest mały...
Tomografia jutro o dziesiątej. EEG w piątek. Zobaczymy... Oby tylko Ania jak najlepiej przeszła badania. Dziś była bardzo dzielna przy pobieraniu krwi i zakładanie wenflonu zniosła bez płaczu. Krótko po przyjeździe okazało się, że dziecko z sali jest chore, infekcja. Zostało przeniesione na inną salę, wywietrzyłam boks i mam nadzieję, że uda nam się nie załapać...
Nie lubię szpitali. Kiedyś mi aż tak nie przeszkadzały, ale pobyt Ani w szpitalu wyjątkowo źle znoszę. Dobrze, że byłyśmy na turnusie, bo tu z kolei atmosfera zupełnie odmienna, nie mająca nic wspólnego z optymistycznymi widokami na przyszłość. Jest przygnębiająco. Może to i lepiej, że tę pierwszą noc spędzimy same. Choć i tak z sąsiednich boksów wpada światło i dzieci płaczą. Trudno, tak to już jest w szpitalach. Może szybko wyjdziemy i już nie wrócimy? "Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć (...) trzeba marzyć".
Gosiu trzymam kciukasy i z sercem jestem z Wami. Ucałuj dzielną Anulkę w piętkę.
OdpowiedzUsuń