niedziela, 11 listopada 2012

Już w domku

Mieliśmy jechać dzisiaj, ale przyspieszyliśmy powrót o jeden dzień. Wczoraj Ania obudziła się marudna, co do niej niepodobne. Ponieważ kilkoro dzieci z turnusu po kolei rozłożyło się na różne infekcje, obawialiśmy się, że nas czeka to samo. Kilka godzin w podróży to dla gorączkującego dziecka ciężka przeprawa, woleliśmy zebrać się zanim coś się rozwinie. Okazało się, że nie rozwinęło się nic, na szczęście, a już jesteśmy w domu.
Pożegnaliśmy się z wszystkimi, licząc że może uda nam się spotkać za tydzień w Warszawie. Pakowanie było jeszcze ciekawsze niż do przyjazdu. Jednym z zabiegów turnusu była detoksykacja za pomocą specjalnego urządzenia, przypominającego wanienkę do masażu stóp. Kilka osób chciało mieć je także w domu, więc terapeutki zamówiły odpowiednią ilość do ośrodka - i trzeba to było jakoś przywieźć do domu, a pudełko spore... Jakoś się upchnęliśmy w naszym autku (żałuję, że nie mamy kombi) i ruszyliśmy w drogę. Postanowiliśmy zrobić w Poznaniu trochę dłuższy odpoczynek z posiłkiem regeneracyjnym i kupić świętomarcińskie rogale. Jedyna okazja w roku! Kilka lat temu byliśmy w Poznaniu w listopadzie i spróbowaliśmy tego przysmaku, dlatego teraz, przejeżdżając tak blisko, nie mogliśmy sobie darować. Trafiliśmy też do małej włoskiej knajpki, w której Ania rozkokosiła się tak, że aż się nam buzie śmiały. Siedzenie w krzesełku szło jej tak sobie, więc Tata wziął córę na kolana i dał do polizania kawałek pizzy. I to był jego błąd... :) Mała nie dała już sobie odebrać tej pyszności, szczególnie chciała zjadać ser. Troszkę to było niebezpieczne, bo ciasto szybko rozmakało i była obawa zakrztuszenia, więc przejęłam dziecko i dałam jej szpinaku z mojego makaronu. Też pycha! Konkretna kobita z naszej Anuli. Po wyjściu ze szpitala biorę się za modyfikowanie jej diety.

Dojechaliśmy późnym wieczorem, a od rana wiadomo - młynek popowrotowy. Pralka chodzi non stop, torby rozpakowywane, a lodówki nie można uzupełnić bo dziś święto. Pojutrze z powrotem pakowanie i do kliniki. Ale to dopiero pojutrze. Postaram się do tego czasu nie stresować i myśleć tylko o tym co przyjemne. Troskom mówimy zdecydowane: "A kysz!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.