piątek, 9 listopada 2012

Ostatnie dni turnusu

Trochę się dzieje!
Tata przyjechał późnym wieczorem/wczesną nocą i Ania zobaczyła go dopiero rano. Tego uśmiechu, szczęścia i słonecznych promieni całej buźki Malucha nie sposób opisać. A Tata się bał, że córa go nie pozna.
Oczywiście ostatnie dwa dni spędzili razem, czasem tylko z dodatkiem mnie. Popływali w basenie, poszli na spacer, poćwiczyli, pojedli i potańczyli. W tym ostatnim dzielnie towarzyszył "Wujek-koło ratunkowe", który  nadal jest pod urokiem Ani, z wzajemnością.
A ja w tym czasie...
Ja w tym czasie zażyłam swobody :) Poszłam na półtoragodzinny spacer. Pogadałam. Byłam u kosmetyczki i zrobiłam paznokcie na niebiesko. Niczym nie musiałam się stresować. I miałam możliwość dokończyć anioły dla Fundacji. Udało mi się zrobić trzy, co jest kroplą w morzu potrzeb, ale cieszę się, że chociaż tyle. Pięknie je zapakowałam i już trafiły w dobre ręce. Dziś po południu spotkaliśmy się ze sponsorami, było sporo wzruszeń i wielki tort. I moje Anioły :) 
Wyjeżdżają pierwsze osoby, coś się kończy i jest trochę smutno. Tak jednak musi być, nic nie trwa wiecznie. Zostaną ważne kontakty, wiara i nadzieja, a przede wszystkim umiejętności, których tu nabyliśmy i które pozwolą nam leczyć nasze dzieci. Ja wyjadę stąd z nastawionym kręgosłupem (jest dużo lepiej!) i wewnętrznym spokojem. Moje dziecko będzie zdrowe. Może za rok, może za dwa, może nawet za trzy. To nieistotne. Najważniejsze że wiem, że będzie biegać, skakać, jeździć na rowerze i wszystkie troski pójdą w niepamięć. Jeszcze kawałek drogi przed nami, ale przejdziemy go. Z pomocą dobrych ludzi i dobrych aniołów...

We wtorek kładziemy się do szpitala, Ania przejdzie badania. Zobaczymy, co wykażą. Mam nadzieję, że z końcem tygodnia wypuszczą nas do domu, bo w następny poniedziałek spotykamy się wszyscy w Warszawie... Telewizja robi program o Fundacji... I mamy być wszyscy :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.